200 lat przed epoką dzieci kwiatów i narodzinami rock’n rolla.
Niewątpliwie w dzisiejszych czasach Ludwik XVI i Maria Antonina codzienne gościliby na Pudelku, a ich zdjęcia na okładce Vouga zepchnęłyby w niepamięć Kayne’go i Kim. Świat czekałby wstrzymując oddech na kolejną porcję pikantnych ploteczek z dworu, a labirynt ogrodów byłby oblepiony tłumem papparzzich kamuflujących się na klombach i w fontannach. Najlepsze imprezy halloweenowe wyglądałyby na przykład tak:
[vimeo vimeourl=”102247074″ ][/vimeo]
Na swoje nieszczęście Ludwik i Maria urodzili się odrobinę za wcześnie. Nie znaleźli zrozumienia wśród ówczesnych Francuzów, a brak Facebooka uniemożliwił im zbieranie lajów i szukania poparcia wśród innych narodów. No cóż. Czasem może lepiej nie wiedzieć, na co idą Twoje podatki. Szkoda nerwów.
Więć jak zwiedzać Wersal? Owo siedlisko wszelkich uciech i zarazem ważny historycznie przybytek.
Na dzień dobry – GIGANTYCZNA kolejka (zawsze kupuj bilety online, zawsze). W klimat za bardzo się nie wczujesz – nie będziesz w stanie wyobrazić sobie, co działo się w królewskich sypialniach, ani jak gęsta atmosfera panowała w Sali Lustrzanej podczas podpisywania traktatu z Niemcami. Ludzi jest multum.
O ile nie jesteś mocno wkręcony w design i meble, obicia, lustra, czy dywany przejdź od razu do ogrodów.
Bo ogrody to już zupełnie inna historia. Tłumy rzedną, można nawet chwilę pobyć samemu. Zagubić się wśród równiutko przyciętego labiryntu klombów.
Od maja do października można załapać się na tzw. Musical Fountains Show, które zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Każda fontanna zostaje uruchomiona, a po ogrodach spacerujesz w otoczeniu dźwięków muzyki klasycznej. Wtedy to dopiero można wczuć się w klimat minionych epok!
Ale najfajniejsze miejsce to urocza wiejska posiadłość Marii Antoniny, tuż za progiem wersalskich ogrodów.
Zmiana klimatu o 180 stopni. Wkraczasz w sielskie otoczenie, miejsce, w którym królowa mogła odpocząć od masakrycznej pompy Wersalu i spędzić czas ze swoim ulubionym szwedzkim żołnierzem. Nie myśl jednak, że ich schadzki odbywały się w skromnej chatce. Petit Trianon, wokół którego powstał przysiółek królowej to mini-pałacyk, z ogrodami i specjalnie wybudowaną osadą z młynem, oborą, fermą i domkiem, w którym wyrabiano nabiał. Wszystko urządzone tak, żeby bez przeszkód wczuć się w prowincjonalny, swojski klimat.
„Bez przeszkód” oznacza jak najmniejszą styczność ze służbą i nieczystościami wiejskiego życia. W Petit Trianon jest na przykład wyjątkowy stół – arcydzieło myśli technologicznej, który służba mogła nakryć przez nikogo nieoglądana (wyobraź sobie, że musisz jeść patrząc na parszywą gębę służącego – wiem ciężko). Jajka znoszone przez kury były po zniesieniu dokładnie myte i odkładane na grządkę, w razie gdyby królowa miała ochotę sama je zebrać do koszyczka.Zwierzaki domowe były specjalnie czyszczone, żeby lepiej się prezentowały na tle krajobrazu (mówimy tu min. o kozach, kogutach i krowach…). Królowa mogła spokojnie rozsupłać za ciasno związany gorset, przebrać się w zgrzebną, lnianą sukienkę i w słomkowym kapeluszu przechadzać wśród idealnie wypielonych, równiutkich grządek i wokół pięknie utrzymanych oczek wodnych.
I co? Ówcześni Francuzi uznali to za drwinę z pozycji społecznej większości narodu.
Zupełne niezrozumienie tematu. Na nas, mimo wszystko, przysiółek zrobił naprawdę niesamowite wrażenie.
[notification type=”notification_info” ]
PRZYDATNE INFO:
Bilety do zamku: chateauversailles.fr
Nasz nocleg: france.huttopia.com
Przepisy dotyczące zwiedzania kompleksu z pieskami:
[/notification]
Piękne fotki z Wersalu! Byłam jakieś 20 lat temu i przyznam szczerze, że po waszej relacji nabrałam ochoty na ponowną wizytę…
Przekonaliście mnie wstępem :))) Lepiej porównać się nie dało! A co do dzikich tłumów, z podziwu wyjść nie mogę oglądając zdjęcia innych z wakacji. Czyste kadry, równo i dokładnie… Jakim cudem, ja się pytam? Mnie to się zawsze (choćby na pustkowiu) ktoś w kadr właduje. W Wersalu jeszcze nie było nam dane być, ba, w pełnym składzie nawet we Francji nie byliśmy. Do zobaczenia!
Czyste kadry to specjalność Michała, ja dość często pstrykam nie zwracając uwagi na jakąś photobombę ;) A już w Wersalu to trzeba było wspiąć się na sam szczyt umiejetności (i palców) żeby żadnej głowy nie uwiecznić ;) Koniecznie wybierzcie się do ogrodów! Pozdrawiamy :-)