Opuszczona wioska

Oglądając stare zdjęcia, takie stare STARE, moich dziadków na przykład, bardzo trudno jest mi sobie wyobrazić, że tak naprawdę rzeczywistość nie była wtedy wcale czarno – biała, czy sepiowana. Kompletną abstrakcją wydaje mi się, że wszystko wyglądało normalnie, kolorowo, a życie, poza tą chwilą zatrzymaną w kadrze, toczyło się całkiem zwyczajnie.

Tak samo mam z miejscami. Opuszczone, zapomniane, porzucone – wydaję mi się, że zawsze takie były. Chociaż doskonale wiem, że kiedyś tętniły życiem moja głowa tego nie ogarnia.  Że niby na tym Teufelsbergu, to szpiedzy siedzieli? I CAŁY Berlin nasłuchiwali? Albo weźmy taki Żyrardów. Ciche miasteczko, trochę w cieniu Łodzi, a arena takich niezwykłych wydarzeń! Gdyby tylko mury mogły gadać!

Lista opuszczonych miejsc, których zobaczenie mamy w planach zajmuje mi ze trzy kartki w notesie. Na pierwszy rzut idą te, które zwiedza się na legalu. Mimo niewątpliwego dreszczyku emocji, nie lubię przełazić przez dziury w płocie i czołgać się po rurach wentylacyjnych. I spodni mi szkoda. Ok, wiem, że większość mam już dziurawych. Ale to artystyczne dziury są. No.

Na mojej liście od jakiegoś czasy była opuszczona wioska olimpijska pod Berlinem. We wrześniu w końcu udało nam się o nią zahaczyć.

Let’s go! Wczujmy się w klimat!

wioska olimpijska Berlin

wioska olimpijska pod Berlinem

Berlin, 1931 rok – Międzynarodowy Komitet Olimpijski decyduje, że następne letnie igrzyska odbędą się w Berlinie. A co, wolno mu.

Tylko żadna z mądrych głów nie przewiduje, że dwa lata później do władzy w Niemczech dojdzie niski i krępy brunet, który wszem i wobec będzie głosił wyższość wysokich i smukłych blondynów – w sporcie, w kulturze, w życiu. Wszędzie. Olimpijska idea zera dyskryminacji na tle rasowym, religijnym, czy politycznym jest Hitelrowi obca niczym linia melodyczna Rihannie.

„Równo… co? Równo-gówno, równouprawnienia nie będzie. Wzięło i zedechło” – chłopak nie rozumie o co chodzi. A komitet stawia warunki, chce zmienić lokalizację igrzysk. Wszyscy rwą włosy z głowy, no bo gdzie tu tak na szybko coś fajnego ogarnąć. A Hitler po cichu rozkminia wszystkie za i przeciw i w końcu postanawia się nagiąć. Poudawać, że tak naprawdę wcale taki radykalny nie jest. „Juden verboten? – żartowałem. Heheszki takie. W duchu to ja hipisem jestem, nie widzisz tych dzikich wąsów? Więc zróbmy to! Pokażmy światu jaki to zajebisty czas jest teraz w Reichu. Impreza z rozmachem! 100 milionów marek zainwestujemy,  żeby wszystkim w piety poszło!”

Małe kłamstewko, a tyle korzyści. Heloooł,  i tak wszystkie medale Niemcy zgarną. Wysocy, muskularni i blondyni. Skończy się raz na zawsze gadanie, że wszyscy są równo fajni. A do tego ludzie na stówę zapomną, że on tej nieszczęsnej matury nie zdał. Bo kto bez matury taką wypasioną imprezę by zorganizował? No kto?!

W tej malignie zrodził się zapewne pomysł na super nowoczesną wioskę olimpijską. Basen, boisko, jeziorko z fińską sauną, sala gimnastyczne i stołówka zwana Domem Narodów, o futurystycznym kształcie i zewnętrznych tarasach. Bloki mieszkalne i domki dla sportowców. Full wypas! Gwarno, tłoczno, międzynarodowo na każdym trawniku. Tak było!

Ale jak to?

Znów trudno mi się wczuć w minioną epokę. Opuszczone budynki odrapane ściany, zarośnięte boisko. Nikogo nie ma oprócz nas. Snując się po tym miasteczku duchów bardziej już mogę sobie wyobrazić, jak wyglądało, gdy po olimpiadzie teren zaczął służyć celom wojskowym. Najpierw nazistowskim, potem sowieckim. Duch sportowej równości i czystej rywalizacji dawno już stąd uleciał.

 

Chociaż może nie do końca.

Jest taki jeden domek. A w tym domku jeden pokój. Odnowiony, ale jakby nietknięty upływającym czasem. Pokój atlety, który zarządził na igrzyskach tak, że Hitler gryzł murawę i płakał w poduszkę po nocach.

Jesse Owens. Wysoki, muskularny. Ciemnoskóry.

Zdobył 4 złote medale stając się legendą igrzysk i wgniatając w ziemię idiotyczną teorię Adolfa o aryjskich nadludziach.

wioskaolimpijska_6_makulscy wioska olimpijska berlinjesse owens wioska olimpijska berlin

Nauka historii jednak na żywo najlepiej wchodzi do głowy. Jestem pewna, że ta zapadnie mi na długo w pamięć. Szkoda tylko, że nie da się tak z matematyką.

P.S. Cały kompleks możesz zwiedzać sam (za 2,50 Euro), albo w wyznaczonych godzinach z przewodnikiem (6 Euro). Z psem wejdziesz bez problemu. Więcej szczegółów i info o godzinach otwarcia znajdziesz TUTAJ.

wioska olimpijska pod Berlinem

28 Comments

  1. Szkoda takich pięknych zabudowań..
    Ja bym tam bardzo chętnie zamieszkał…

  2. My też uwielbiamy łazić po opuszczonych miejscach! I te dziury w płotach dziurawiące spodnie nie przeszkadzają ;) Jak kiedyś wrócimy, to musimy się razem wybrać na jakiś urbex :)

    • Koniecznie!! :))) Tylko już wróćcie! Chociaż na chwilę! Dobra, żartuję oczywiście ;))) Cierpliwie czekam! ??

  3. Bardzo ciekawe miejsce, takie inne od tych odwiedzanych na ogół przez turystów, sama o nim nigdy nie słyszałam. Wasz blog będzie dla mnie z pewnością inspiracją do podróży z psem, my z Nalą dopiero zaczynamy naszą przygodę :)
    Pozdrawiamy Luśkę!

  4. Aleks, to że magazyny podróżnicze niedługo będą się o Ciebie biły wiedziałam po przeczytaniu pierwszego posta na blogu. Ale, że wyższe uczelnie powinny rozścielać Ci czerwone dywany i błagać o wykłady z historii,które nie będą zagłuszane chrapaniem studentów udowodniłaś mi tym wpisem. Zdolniacho moja! <3

  5. Wpiszcie do notesu Beelitz-Heilstätten(opuszczone sanatoriumw Niemczech),gdzie jednym z pacjentow byl wlasnie Hitler.Miejsce dosc „creepy”;)

  6. Niezłe miejsce…od razu przypomina mi się niemiecka Prora. Niemcy chyba porzucali dużo projektów;-) Fajnie, że z piesełem można zwiedzać! Może kiedyś się wybierzemy. Przyjemnego wieczoru*

    • Prora! W końcu znalazłam czas, żeby wygooglać :) Kurczę, w sumie blisko, a takie nieodkryte te tereny niemieckie jeszcze. Morze Wattowe mnnie bardzo kusi w tym roku. Co prawda nie opuszczone (chyba, że przez wodę ;)) ), ale cudne! Buziaki! :*

      • Morze Wattowe o tak! Niestety my chyba w tym roku zostajemy bliżej domu ze względu na Iśkę. Ale będziemy dużo rowerować to na bank:-) dobrego wieczoru***

  7. Jadę tam!
    Mamy w ogóle zbieżność tematyczną, bo ja dziś też trochę o starych zdjęciach (chociaż nie AŻ tak!) i opuszczonych miejscach (nie aż tak, bardziej lokalnie), ale uwielbiam się szwędać właśnie po takich spotach i widzę, że do tego berlińskiego miasteczka pojadę wcześniej niż do tego w Sarajewie. Skąd się o takich cudach można dowiedzieć?

    • Widziałam Wasze foty – są mega! I właśnie kadrowanie z Woodstocku czadowe :)) A o wiosce dowiedziałam się przy okazji szukania informacji o Teufesbergu. I tak jedno opuszczone miejsce zaprowadziło nas do drugiego :)

      • Ooo to ja widzę, że mam dużo do nadgonienia. :D bo lubię takie opuszczone miejsca, ale świadomie nie mam pojęcia gdzie takowe są, jak już coś znajdę do przypadkiem i raczej nie tak spektakularnie jak to Wasze. ;-) ale…! numer jeden już jest. :D

  8. Wow super :) też uwielbiam opuszczone miejsca ! A jeszcze jak wolno z pieskiem to już w ogóle raj :) Planuje od kilku lat wycieczkę do Prypeci, ale taka wycieczka bez psów to zbyt smutna jest ;)

  9. Ooooo super post!! Kapitalnie opisany i miejsce ciekawe! W Berlinie byłam, a o tym nie słyszałam…. dołączam do mojej listy ‚do odwiedzenia’. Więcej opuszczonych!! <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *