Malowniczość level sky-high.
Jeśli tak jak ja jesteś dzieckiem lat osiemdziesiątych to oprócz zwisania głową do dołu na trzepaku, gumy Turbo (tudzież Donald) i wołania „Maaaa-mo!” pod balkonem pamiętasz pewnie duże, ścienne kalendarze ze zdjęciami malowniczych krajobrazów. Wybór kalendarzy w tamtych czasach był – delikatnie mówiąc – średni. Z reguły sprowadzał się do codziennego, szarego „zdzieraka” z przepisami na rewersie kartki z datą, jednostronnego, mdłego giganta ze wszystkimi miesiącami widocznymi na pierwszy rzut oka, i rzeczonego, pięknego, dużego kalendarza z pięknymi zdjęciami pięknych widoków. Mojego corocznego ulubieńca. Zawsze od razu w styczniu sprawdzałam jaka fota przypada na czerwiec, w którym mam urodziny i przebierałam nogami z zadowolenia, jeśli były to, soczyście zielone łąki z ośnieżonymi szczytami w tle. I obiecywałam sobie, że kiedyś takie cuda zobaczę live. Taaaa… Każdy ma swojego bzika, każdy jakieś hobby ma. A, że nie miałam wtedy chomika, kota, rybek, ani nawet psa…
Do brzegu jednak!
Bo w końcu, jakieś lata świetlne później, udało mi się owe krajobrazowe perełki zobaczyć na własne oczy. W malowniczej Val di Funes, (albo Villnösser Tal) we włoskich Dolomitach.
Jeśli czytałaś już Epicki spacer w Dolomitach wiesz, że do Południowego Tyrolu trafiliśmy zupełnie przez przypadek. I ten zupełny przypadek stał się naszym odkryciem 2016. Żadne z krajobrazów, które podziwialiśmy w trakcie alpejskiego road tripu (tutaj poczytasz o wszystkich – klik) nie wywarły na nas większego wrażenia.
Val di Funes to totalnie przytulna, malownicza dolina, otoczona szarymi szczytami masywu Geisler. Drewniane kościoły i niewielkie domki porozrzucane pośród zielonych łąk wyglądają na tle tych surowych szczytów po prostu bajkowo. Do tego dookoła jest masa szlaków do wędrowania. O różnym stopniu trudności i długości.
Raj, panie!
Jeśli ten hops Luśki nie przekonuje Cię jeszcze do zahaczenia o Val di Funes na stówę zrobi to Reinhold.
Reinhold Messner, DINGDINGDING!
Tak, ten słynny himalaista, alpinista i pierwszy człowiek, który zdobył wszystkie czternaście ośmiotysięczników świata właśnie TUTAJ przyszedł na świat. I tu stawiał swoje pierwsze kroki w górach. I Luśka szła jego śladami. Niezmiennie czuję się dumna myśląc o tym.
Szlak Adolfa Munkela (Adolf Munkel Weg)
Bardzo przyjemny i w miarę lajtowy szlak, który przeszliśmy w dolinie Funes (zwaną również Villnöss). Szlak ma długość 9 kilometrów, jego przejście zajmuje ok 3 godzin. Różnica wysokości to ok. 420 m, a najwyższe wzniesienie na trasie to 2147 m. Na psie łapy nadaje się bardzo dobrze – nie napotkaliśmy żadnych przeszkód. Samochód najlepiej zostawić na parkingu w Zannes (tym położonym odrobinę wyżej niż autokarowy – zawsze to jedno wzniesienie mniej do pokonania…). W pierwszej połowie czerwca spotkaliśmy na szlaku zaledwie kilka osób. Przed wyjazdem napisałam do organizacji turystycznej Południowego Tyrolu, z zapytaniem, czy na szlak możemy wejść z psem. Otrzymałam bardzo ciepłą wiadomość, że owszem, ale ze względu na jego/jej bezpieczeństwo lepiej, żeby był na smyczy, chociaż – uwaga – nie jest to obowiązkowe. No więc na halach Lu pohasała. Na szlakach w lesie zawsze trzymamy ją spiętą na smyczy.
Nocowaliśmy w gospodarstwie Fallerhof w Vilnoss – niestety nie mają swojej strony, ale można ich bardzo łatwo znaleźć w każdej wyszukiwarce. Polecam Fallerhof z całego serca również ze względu na mega gospodarza, który w ekspresowym tempie i na swój koszt odesłał nam płaszcz przeciwdeszczowy Lu, który zostawiliśmy na kaloryferze <3.
To co? Łap smycz i w Dolomity!
Widzimy się na szlaku!
Orientujecie się może czy Szlak Adolfa Munkela (Adolf Munkel Weg) można przejechać rowerem ?
Ewentualnie jest jakaś inna droga dla MTB :) ?
Od kilku dni układam plan wyjazdu w Dolomity (2 połowa sierpnia) Niestety obudziłam się jak zwykle dość późno i ceny noclegów, zwłaszcza w Cortinie i okolicach, zwalają z nóg. Zastanawiam się nad tym czy aby nie rozbić naszego pobytu na 2 czy 3 miejsca noclegowe. Ponoć Dolomity to bardzo rozległe góry, więc może miałoby to sens.
Gosia, to dobry pomysł, zwłaszcza, że po Dolomitach ciężko jeździ się samochodem. Dalsze wypady z jednego miejsca mogą być uciążliwe.
Hej :) Czy w Fallerhof rezerwowaliście nocleg, czy na spontanie?
Jakieś dwa-trzy tygodnie wcześniej :)
Czy w Fallerhof rezerwowaliście wcześniej nocleg, czy na spontanie?
Miałem ogromne szczęście pracować w tym rejonie więc widoczki znane doskonale. Wracamy tam też czasem jeśli tylko się da:)
My też mamy w planach powrót :)
Fota z hopsem Lu wymiata♥Uchwycony idealny moment!A taki kalendarz z Waszych wypraw to nieglupi pomysl;)
<3 <3 :))) A fota niezmiennie mnie bawi :D Nie wiem jak ona to wygięcie robi :D
Faktycznie… kopara opada!!!
No nie?? :)))
To w następnym roku juz wiem gdzie jedziemy:)!!! A jeszcze pare godzin temu tak sobie myślałam co będzie po tegorocznych Lofotach:) dziękuje !!!
Po Lofotach to tylko Dolomity mogą być! :))) Nic innego nie dorówna Norwegii! ;) Buziaki!!!
Hehe, też zawsze szybko sprawdzałam jakie zdjęcie jest na sierpniowej stronie kalendarza ;)
Teraz chętnie przygarnęłabym kalendarz z tymi właśnie WASZYMI działami! Pomyślcie o tym :D
Buziaki! <3
O kurcze, ale by było! :)))) Nigdy o tym nie myślałam! :)) Dzięki, Paula!! :))) Ściskam mocno!!! ;***
No nieeee…. już przez Was na moją listę „top 10” wpisał się Bornholm i teraz serwujecie jeszcze to? :) No przepięknie-i to jeszcze na dodatek, że można z psem to już BOMBA.
No cieszę się niezmiernie!!!! :))) Buziaki!!!!
no bajka! co innego można powiedzieć ;-)
Całkowicie i totalnie się zgadzam :)))