Mało kto wie, że nie trzeba wcale lecieć do Rio, żeby poczuć gorący karnawałowy klimat. Wystarczy skoczyć do Kolonii. Taniej i szybciej, a do tego można się jeszcze nieźle obłowić. Na całkowitym legalu.
Piąta pora roku, czyli sezon karnawałowy zaczyna się w Kolonii co roku dokładnie 11/11 o godz. 11:11. Ale całość rozkręca się dopiero w czwartek przed Środą Popielcową, w tzw. Weiberfastnacht, czyli dzień w którym władzę nad miastem przejmują babeczki, symbolicznie obcinając facetom krawaty (krawat = władza). Potem już leci z górki – wszyscy wylegają na ulice, rozkręcają się imprezy, bale, pochody, przebieranki, cukierki, słodycze i leją się litry piwa. Neverending party. Momentem szczytowym jest Rosenmontag, czyli różany poniedziałek, podczas którego odbywa się największy uliczny pochód tzw. Rosenmontagzug (pierwszy odbył się w 1823!) Pochód ciągnie się ślimaczym tempem prze 6 kilometrów, a w jego skład wchodzą najróżniejsi muzykanci i wielgaśne kolorowe platformy, z których kolorowi przebierańcy z okrzykiem Kamelle! sypią w tłum kilogramami najróżniejszych słodyczy, maskotek i sztucznych kwiatów. Na luzie można uzbierać kilka siatek i zaopatrzyć się w zapas słodyczy na kolejnych kilka miesięcy. Dla dzieci raj.
Ilość słodyczy zdecydowanie rekompensuje niskie temperatury i muzyczny folklor niemiecki zamiast gorącej samby.
To wszystko zobaczysz, gdy zaplanujesz urlopowy wyjazd do Kolonii na okres tuż przed Wielkim Postem. Po więcej info zerknij do wiki po niemiecku albo po angielsku a najlepiej tutaj.
Jeśli trafiłeś do Kolonii w innym terminie oczywiście od razu skierujesz kroki do Katedry.
STOP! Katedra nie zając, stoi sobie już ponad 700 lat i wszytko wskazuje na to, że co najmniej drugie tyle stać będzie.
Dlatego możesz zacząć mniej standardowo – na przykład jeżdżąc rowerem wzdłuż Renu (wypożyczenie roweru na cały dzień to koszt ok 10 Euro).
Startując na starówce możesz niezbyt śpiesznym tempem dojechać do dzielnicy Rodenkirchen i zatrzymać na relaks w ogrodzie botanicznym (Forstbotanischer Garten) bądź przylegającym do niego lasku pokoju Friedenswald.
Zahaczyć o szkołę, do której kiedyś chodziłam. Oj dobra, dobra… Sentymentom mówię głośnie NIE, ale po drodze jest, więc nie mogłam się powstrzymać ;)
Wrócić na starówkę, pobyczyć się na trawce, napić się zimnego Kölscha, pogapić się na barki i zrobić zakupy na Schildergasse i Hohe Straße – dwóch najczęściej uczęszczanych ulicach zakupowych Niemiec (średnio 14 590 zakupoholików na godzinę!).
A na deser zjeść Spaghettieis. MUSISZ. Bo właśnie w Niemczech te lody wymyślono. Lody o kształcie nitek makaronowych, polane niczym pomidorowym truskawkowym sosikiem i posypane posypką ala parmezan. Śmiem twierdzić, że dopiero na ich bazie powstało powszechnie znane spaghetti ala bolognese (samymi lodami nie można przecież żyć).
No i coś jeszcze…? A! Katedra! Teraz już możesz. Katedra Świętego Piotra i Najświętszej Marii Panny, czyli Kölner Dom. Osobiście mój najbardziej ulubiony kościół na świecie.
A spać możesz tanio i przyjemnie na polu namiotowym nad Renem.
Uwielbiam Kolonie! Jest cudna! Bylam tam w okresie przedswiatecznym, kiedy wszedzie rozstawione byly stragany z grzanym winem, piernikami i likierem jajecznym i chyba wszystkie (co do jednego) drzewa byly obwieszone swiatecznymi lampkami. Nigdy nie zapomne tego widoku! Katedra – wiadomo, zapiera dech w piersiach – nawet tym, co nie sa rozmilowani w gotyku (ja akurat jestem).
natomiast mega zaintrygowaliscie mnie bardzo tym karnawalem! Trzeba bedzie kiedys go sprawdzic na zywo!
Buziaki!
Warto, naprawdę! Chociaż, ostatnio poznani Berlińczycy stwierdzili, że karnawałowe pochody nad Renem to trochę kicha… Jasne..;) Po prostu zazdroszczą! Impreza jest huczna i każdy może znaleźć coś dla siebie: dzieciaki słodycze, a starsi dobrego grzańca ;)