Według nie-wrocławianina, nie-wrocławianki i drugiej prawdopodobnie nie-wrocławianki.
A może by tak do Wrocławia? – rzucił Michał, gdy zatrzymało się metro. Wcisnęliśmy się do środka na śledzie, wciągając brzuchy. Rozmowa się urwała, bo trudno konwersować, gdy czyjaś torebka wbija ci się w kolano, na karku czujesz ciepły oddech współpasażerów, a włosy z kitki pani, która wcisnęła się na śledzia BIS łaskoczą cię w nos. Wtedy skupiasz się na przeżyciu. Wrocław jednak zapuścił korzenie w mojej głowie i powoli kiełkował, by w końcu w pełni zakwitnąć w zeszły weekend. Jedziemy! Fajnie sobie spędzić dzionek. A może z półtora nawet.
Nie było mowy, żeby 380 kilo łyknąć w tę i z powrotem jednego dnia, więc zdecydowaliśmy się na nocleg w ekonomicznym i psiolubnym Ibis Budget Wrocław Południe, a rano, w sobotę świeżutcy jak skowronki ruszyliśmy na podbój city.
Wrocław to Panorama Racławicka, Ostrów Tumski, kościół św. Elżbiety, mosty, mosty, mosty! I krasnale. O tym wszystkim przeczytasz pytając googla – ‚co zwiedzać, wujku?’ U nas będzie inaczej. No chociaż jeden krasnal mimo wszytko się zawieruszył (mimo, że to straszna popelina, jak nam rzekła jedna Wrocławianka). Ale, że akurat TEN wpadł Luśce w oko, to ja się w ogóle nie dziwię.
Na rozgrzewkę delikatny spacer wrocławską starówka. Taki bez analizowania mapy i zaglądania do przewodnika. Chłoniemy klimat. Kamienice, sukiennice, kocie łby, plaża, leżaki.

Klasyczny rytualny taniec na odwoływanie deszczu.
Wróć.
Plaża na rynku?! Takie rzeczy tylko we Wrocławiu.
Bajkowo-plażowy ogród tuż przy Pręgierzu powstał przy okazji Jarmarku Świętojańskiego. I kusi leżaczkami i piaseczkiem. Mnie na walnięcie się byczkem, Luśkę na siku. PRAWIE byłyby dizasta i wstyd na cały rynek.

Skiza….
Wiadomo spacer jak woda wyciąga i człowiek robi się żądny kawy. Na kawę mieliśmy pomysł przyjemny z pożytecznym – Vinyl Cafe na Kotlarskiej. Przyjemny, bo dobra kawa. Pożyteczny, bo Michał mógł pobuszować wśród winyli, mamrocząc pod nosem pochwały na temat genialności pomysłu połączenia kawa+winyl, do tego w psiolubnym wydaniu. Vinyl Cafe skradło nasze serca i tkwić tam moglibyśmy bez końca.
Ale zew ulicy wzywa! Ruszamy dalej.
Po drodze zaczepia nas Manufaktura Czekolady CHOCOFFEE. I mocno ciągnie za rękaw.

Woła mnie czekoladaaaa!
Jak żyć?!
Ale nie ma co zwlekać, bo słońce wyszło, czas oglądać i focić. Nad czekoladę przedkładamy Psie Budy. Wąska, łukowato wygięta urocza uliczka, z drobnymi kamienicami. Ponoć jedna z najbardziej fotogenicznych we Wrocławiu.

coś tu mi jakąś budą pachnie…
Dalej ruszamy w poszukiwaniu kultowego podwórka na Ruskiej (Poszli-Pojechali dzięki za cynk!). Kluby nas średnio interesują, ale za to street art – zawsze!
Niestety! Niestety fasady części budynków przysłaniają remontowe płachty. Atmosferę diabli wzięli, bo wiercą i dudnią. Mimo, że Kasia Cerekwicka z rozwalającego radia krzyczy „zamilcz, zamilcz już nie chce słyszeć ciebie nigdy więcej”. Wiertary to nie obchodzi.
Niemniej widoczne murale zacne są zaiste.
Do graficiarskeigo kompletu dorzucamy jeszcze dwa murale Blu (na Wyspie Słodowej i przy Pomorskiej 7).
I ruszamy do kolejnego sklepu z winylami.
Po drodze jednak…

Daj pyska stary, na tym samym wózku jedziemy!
De’Molika to must-see we Wrocławiu dla sfiksowanych na punkcie czarnych krążków. Ponoć rarytasy można znaleźć, i to w niewygórowanej cenie. No więc Michał buszuje, a my z Lu relaks na kanapie. Z czworonogiem do sklepu wejdziesz na luzie.

Nuuuda, pomrugajmy do siebie dla zabicia czasu, Lu. Dawaj! Lewe najpierw!
Na popołudnie zostawiamy sobie perełkę, perełek – OKAP – Ośrodek Kulturalnej Animacji Podwórkowej mieszczący się w podwórku kamienicy na Roosevelta 5a na Nadodrzu. I to podwórko właśnie rozwala system – nie dość, że nieziemska inicjatywa, to jeszcze cudowne wykonanie.
OKAP prowadzony przez fundację OK, ART realizuje projekt „Nasze Podwórko” animujący do działania mieszkańców. Ściany kamienicy pokrywają portrety mieszkańców, kota, ryb, kolorowych kwiatów i ptaków. Na fasadzie powstaje Rajski Ogród z ceramicznymi, doklejanymi elementami i cudna Rafa Koralowa.
Ale najfajniesze wrażenie zrobiły na nas oczywiście psy. Psy mieszkańców, wszystkie z bloku i te bajkowe. Cudownie namalowane, jak żywe.
Niesamowite miejsce!
Na kompletację wrażeń najlepiej udać się gdzieś na szamę, co też niniejszym uczyniliśmy. Gruzińskie placki w najlepszym wykonaniu wchłonęliśmy w psiolubnym GRYZ.li. Na deser był jeszcze tarta oreo, ale z wrażenia zapomnieliśmy zrobić foty. Tja. Musisz nam wierzyć słowo, że ładnie wyglądała, a smakowała jeszcze lepiej.
Na deser możesz też wciąć Polish Lody. Chociaż podobno o kolejce przed lodziarnią legendy już krążą, nam się udało jej nie-zaliczyć.

soon…
No dobra, a co z tego ma pieseł, spytasz?
Ano Luśka nawiązała bliższe kontakty z kumplami z sieci – wieczorny lans po mieście z Marmurkowym i niedzielne spacerowe szaleństwo z Bohunem po rozległym Parku Grabiszyńskim. Pięknie było.

Bohun zdecydowanie zawrócił Lu w głowie. Poznaję po uszach.
I tak właśnie fajnie spędziliśmy sobie dzień, a nawet i półtora we Wrocławiu.
W hotelach sieci Ibis Budget spaliśmy już dwukrotnie, w Verdun i w Lipsku. Uratował nam tyłki w sytuacjach kryzysowych, gdy ciemną nocą wjeżdżaliśmy w miasto, z obłędem w oczach szukając psiolubnej miejscówy. Niczym na Zawiszy, możesz na Ibis Budget polegać – czworonoga przyjmą i nie zbankrutujesz. Do tego się wyśpisz, bo wygodnie poduszki to standard (nie trawię, nie cierpię i gardzę zwłakowanymi potworami poduszkowymi w niektórych hostelach/hotelach/pensjonantach. Gdyby moja ukochana nie zajmowała pół auta targałabym ją zawsze ze sobą). No. Ibis Budget Wrocław Południe również nas nie zawiódł. I do tego cisz i spokój w okolicy, co przy Luśce gardzącej klubowymi imprezami i jest czystym błogosławieństwem.
16 bardzo fajnie spędzonych godzin za 100 PLN (w tym pamiątki :-) + benzyna + nocleg.
We Wrocławiu jestem średnio co tydzień… nigdy nie trafiłam w większość z tych miejsc!
Mieszkam we Wrocławiu od urodzenia i kocham to cały czas zmieniające się miasto. Miło jest przeczytać, że i Wam się u nas podobało. Świetny blog i cudowna Luśka. Pozdrawiam serdecznie;) Kasia
Kasia dzięki za takie miłe słowa! :)) Ściskam mocno!!!
no i rzeczywiście udało Wam się spędzić we Wrocławiu fajny dzień :) aż trochę zazdrość bierze, bo niby człowiek żyje we Wrocławiu te 20 lat z hakiem (nie urodziłam się we Wrocławiu, ale śmieję się, że przez staż zamieszkania tutaj już jestem wrocławianką… przez zasiedzenie), ale pracując/ucząc się/mając miliony obowiązków nie może czasem pozwolić sobie na taki dzień totalnego luzu. co prawda jeszcze do niedawna moim obowiązkiem był klub mieszczący się właśnie w tym podwórku z muralami na Ruskiej, ten do którego schodziło się po schodkach na dół. przesiedziałam w tej oficynie paręnaście miesięcy, podczas których pośród innych przygód miałam też okazję być świadkiem wieszania i prób pierwszych neonów, he he. tylko jednej rzeczy się uprzejmie „przyczepię” – we Wrocławiu mamy Rynek, nie Starówkę – niby jedno i to samo, ale po tym od razu poznaje się turystów, zwłaszcza tych z Warszawy ;)
Tak, to tak samo jak ja w Warszawie – nigdy czasu nie ma na porządne ogarnięcie miasta, bo człowiek zalatany, a jak już wolne mamy, to z reguły szykuje się jakiś wyjazd. Neony – piękna sprawa! Szkoda, że nie mieliśmy już czasu zobaczyć ich wieczorem!
I wybacz starówkę :) Wrocławski Rynek, już zapamiętam! :)
propsuje gryz.li. jak to jest, że bylam we wrocławiu rok temu i juz sporo nowych rzeczy sie pojawiło? nie widzialam żeby na ruskiej były neony i podwórka okapu też nie było na mojej mapie. smuteczek.
co innego mnie najbardziej interesuje: czy luska nie obsikała żadnego kransoludka? ;d
Nope ;) Ale o mały włos nie skaziłaby idealnie białego piaseczku na Rynku… :)
neony są dopiero od zeszłej jesieni :)
dopiero teraz widzę jaka filigranowa i mała jest Luśka – przy innym piesQ jest to spora różnica :) wow słodziaszek
uwielbiam wrocławskie krasnale w tym roQ w maju byłam tam i kilka widziałam, a niektóre były totalnie schowane za grupką dzieciaszków i gimnazjalistów oraz niemieckich emerytów – nie dało się dojść :)
Luśka to 6 kg żywej wagi :) A krasnale teraz też były oblepione przez zwiedzających! Tłum z aparatami przy każdym :)
Uśmiałam się przednio :D Jak to jest, że człowiek mieszka od 7 lat we Wrocławiu i na oczy nie widział minimum 60% tego, co Wam udało się zobaczyć? Wstyd i hańba. Jeszcze raz piękne dzięki za super spotkanie i do następnego! Mam nadzieję, że niebawem :)
Super było w końcu Was spotkać :) Trzymamy mocno kciuki za projekt wybiegu psów! I do miłego w krótce! :)
Cudne foty! Szczególnie Lu z Arcikiem Podróżnikiem. Murale niesamowite! Byłam w grudniu, ale to były inne klimaty. Myślę już od jakiegoś czasu o powtórce, a po Waszym wpisie ogarnę się chyba szybciutko.Pozdrawiam serdecznie!
Ewa, letni klimat idealny na spacery po Wrocławiu! Powrót obowiązkowy :) Pozdrawiamy!!
Tam gdzie murale i neony są tak zwane kluby „alternatywne” czyli spoza głównego wątku muzycznego :) Wieczorami na górze święcą neony, ze ścian spoglądają murale, a na dole – zamiast w knajpach – stoją tłumy kolorowych ludzi :) Często z psami i rowerami odwiedzając na chwilę znajomych :)
Bardzo fajne miejsce :) Kiedyś mieliśmy podobne zagłębie w Wawie, niedaleko uniwerku, ale niestety nie wytrzymało próby czasu :(
Byłam już kiedyś we Wrocławiu, chyba powinnam powtórzyć wycieczkę i tym razem wybrać się tam z psem :)
Myślę, że Janka byłaby zadowolona! :)
kiedy ten Wrocław się taki fajny zrobił??? mega się u Was prezentuje, dobrze że my też za niedługo jedziemy to po Waszych śladach sobie pewnie spacer urządzimy!
OKAP – koniecznie! Podejrzewam, ze już przybędzie sporo nowych rysunków :) Ech, zazdro trochę! Pojechalibyśmy znowu ;)
Wrocław taki piękny! Mam nadzieję, że Luśka wyjachała z niego zadowolona ;) Na rynku oprócz plaży był jarmark w ostatnich dniach, załapaliście się na niego?
Cudowne miasto! Tak, jarmark był jeszcze, ale strasznie tłoczny, więc uciekliśmy na kawę :)
To prawda tłum na rynku może przepędzić niejednego turystę ;)
O, fajnie! Przyda mi się ten wpis, bo w lipcu wyskakuję na chwilę do Wrocka :)
Super! Świetne miasto! Ja się zakochałam :)
Byłam we Wrocławiu, ale takich pięknych murali i podwórka nie widziałam. Cudne i zabawne zdjęcia! Inspirujecie niebywale do podróży z psiakiem. Pozdrawiam:-) Magda z pieskiezycie.eu
Magda w takim razie czas podbić Wrocław z Ogim :))) Dzięki za miłe słowa!!