Trudna sztuka nicnierobienia

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Słodkie lenistwo. Bezwstydne nieróbstwo. Zwisanie bez celu.

Za każdym razem, gdy w poniedziałek rano wyłączam budzik, obiecuję sobie, że właśnie TO będę robić w następny weekend – WIELKIE NIC.

Sztuka nicnierobienia. Niby wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale nie do końca potrafię przełożyć tę wiedzę w czyny. Bo zamiast zalec na kanapie z książką w dłoni i Luśką na brzuchu z reguły zabieram się za;

  • pranie – 2 punkty czasochłonności, bo w sumie gros roboty odwala pralka;
  • zmywanie – 4 punkty czasochłonności, bo nie mamy zmywarki;
  • prasowanie – 6 punktów, bo trwa w cholerę, ale w trakcie można jednym okiem oglądać seriale;

Ale to wszytko to mały pikuś jest. Naprawdę źle zaczyna się robić, gdy  – O ZGROZO – zabieram się za Podlewanie Kwiatków na Parapecie w Kuchni.

Brzmi niegroźnie i niewinnie? W skali czasochłonności dałabyś mu jakieś marne 2 punkciki, prawda?

Buhahaha.

Nic. Bardziej. Mylnego.

Bo Podlewanie Kwiatków na Parapecie w Kuchni NIGDY nie występuję w przyrodzie samo. Niczym podstępny Blob zabójca z Kosmosu rozlewa się i ewaluuje. Przez przecieranie parapetu, do mycia okna (czy też okien), po zabójcze w swych skutkach, PRZESADZANIE WSZYSTKICH KWIATÓW DONICZKOWYCH W DOMU. Destrukcyjne nawet, w przypadku posiadania wyłącznie czterech sztuk doniczkowców.

IoIoIoIoIoIo alarm dla miasta Warszawy!!!

Konsekwencje są druzgocące. Wycieczka do piwnicy po doniczki. Kurs do Castoramy po ziemię. De tour do Lida, bo w sumie to nic w lodówce nie ma. Odkurzacz. Mop. Czarne pazury (mimo rękawiczek). Czarne łapki Luśki. Czarne łapki Luśki na zielonej kanapie. Tej samej zielonej kanapie, na której miałam uprawiać niecnierobing z kolejnym tomem rosyjskiego romansidła. Taaa… Słodkie lenistwo zakłada buty i nucąc pod nosem Killing mi softly ulatnia się do sąsiadów.

Gdy zostajemy na weekend w domu, zawsze wymyślę sobie coś do roboty. No nie ma bola. Dlatego każdy wypad, nawet niekoniecznie z noclegiem, witam z otwartymi ramionami. Bo albo nie będę miała czasu, żeby wymyślać jakieś zajęcia dodatkowe, albo zwyczajnie złażę się nieludzko i zabraknie mi siły na kombinowanie. Alleluja!

W maju wpadły nam dwie takie weekendówki.

MAZURY

Ale takie trochę mniej oczywiste, przynajmniej dla mnie. Bo do tej pory Mazury zawsze kojarzyły mi się z Mikołajkami, Mrągowem, czy Krutynią. W pierwszej kolejności. W drugiej z niemiecką grupą emerytów. Yep. I to wysportowanych emerytów. Sto lat temu, na rozdziewiczenie mojej licencji pilota wycieczek wyruszyłam właśnie z taką wesołą grupą na pierwszą wycieczkę. Rowerową wycieczkę po mazurskim szlakach. No ile tacy szacowni emeryci mogą pokonywać dziennie kilometrów? – myślałam sobie. Dam radę! Nie dałam. Bo pedałowali po 50 dziennie. Każdego wieczoru padałam na pysk. Po zejściu z roweru nie mogłam nóg zginać w kolanach. Schudłam z 5 kg w tydzień. I stwierdziłam, że już nigdy więcej nie wrócę na Mazury. Dosyć łez i potu mojego tamtejsza gleba wypiła.

I w takim postanowieniu trwałam aż do majówki 2016, gdy to szukając mało oczywistych miejsc na weekendowy wypad, trafiłam na Park Krajobrazowy Wzgórz Dylewskich. Zdobyliśmy Górę Dylewską (ok, no, trudno nie było… całe 312m i do tego autem wjeżdżasz), pokonaliśmy szlak do rezerwatu przyrody Jeziora Francuskiego (można na luzaka z psem) i powłóczyliśmy po mazurskich bezkresnych łąkach, zahaczając o nieczynny wiadukt kolejowy w Glaznotach. Bosko było.

Park Krajobrazowy Wzgórz Dylewskich Park Krajobrazowy Wzgórz DylewskichPark Krajobrazowy Wzgórz Dylewskich Park Krajobrazowy Wzgórz DylewskichPark Krajobrazowy Wzgórz Dylewskich

Na noc trafiliśmy do psiolubnego Zapiecka w Idzbarku. W niedzielę rano mieliśmy się zabierać z powrotem do domu, ale okolica i pogoda były tak piękna, że żal nam było wyjeżdżać zaraz po śniadaniu. Ruszyliśmy na spacer nad jezioro Szeląg Mały i Głęboczek. Bardzo przyjemny i malowniczy szlak zaczyna się tuż za furtką Zapiecka. Cudownie mazursko i kompletnie nie-majówkowo pusto po drodze. Nie licząc małych dzików z mamunią. Ale one takie jakoś mało towarzyskie były, więc czym prędzej spierniczyliśmy w przeciwnym kierunku.

Jezioro Głęboczek

Jezioro Głęboczek

PODLASIE

Bardzo bliskie Podlasie, tuż za granicą z mazowieckim. Najpierw krótki spacer w Drohiczynie, a potem wielkie i absolutne leżenie bykiem w Leśnej Chacie Smerfa. Tu bez problemu doszlifujesz trudną sztukę nicnierobienia do perfekcji. Chyba nie ma lepszego miejsca na weekend z psem poza Warszawą, ale jednocześnie wcale nie na drugim końcu świata. Cisza, spokój, środek lasu. Ognicho. Pieczona kaszanka. Pieczone jabłka. Bujana ławka. Książka. Piec kaflowy. Film na dobranoc. Przemili gospodarze. How cool is that!?

Drohiczyn

Drohiczyn

Z takim widoczkiem każdy chce mieć fotę

Chata Smerfa Chata Smerfa Chata Smerfa Chata Smerfa

Ale ten weekend był już domowy. Dwa razy leciało pranie. I pochowałam zimowe swetry do pudła pod łóżko. Ale przynajmniej dałam radę bez przesadzania doniczkowców…

30 Comments

  1. Nicnierobing i u mnie zamienia się w roboty domowe. Zawsze coś wymyślę bo nie umiem usiedzieć na d… A jak już nie wiem co to zawsze któryś z burków odwiedzie mnie od nicnierobienia ;-) Zaraz zabieram się za mycie okien i lodówki bo kto powiedział, że w niedzielę nie można…jeszcze przydałoby się odkurzyć ale chyba nie będę dziś męczyć sasiadów ;-) Co do kwiatków to lepiej nie mówić! Jeszcze do lipca nie miałam żadnego w domu bo mam do tego dwie lewe ręce jednak postanowiłam sobie w sypialni zrobić dżunglę i nakupowałam różnych roślnek co to niby lepiej się przy nich człowiek wysypia…niestety moje przesadzania, przelewania albo zapominalstwo o podlewaniu skutkuje tym, że pożegnałam się już z trzema z moich okazów. Chyba jednak nie dla mnie domowa uprawa roślin tym bardziej, że to całe pielęgnowanie wyglada dokładnie tak jak piszesz i zabiera mnóstwo czasu! Ale przynajmniej przy okazji machnęłam ścianę w sypialni naw szaro (najpierw wyszedł fiolet i musiałam się trochę natrudzić żeby to naprawić). Moższ sobie wyobrazić co działo się podczas malowania tej ściany. Polecam jak ktoś chciałby skorzystać z nadmiaru wolnego czasu;-) Uściski***

    • Hahahahahahahahah :)))) Przy okazji machnęłam ścianę na szaro totalnie mnie rozwaliło! :)))))) Ściskam mocno całą Waszą fereajnę!!

  2. Być może dzięki Wam odnalazłam dla siebie niszę. Mogłabym być kołczem nic-nie-robienia. Własnie wczoraj wspominałam, jak w czasie studiów, przeleżałam większa częśc wakacji oglądają w MTV „Penetratorów” (tak, wiem jak brzmi ten tytuł). Tylko jak sie za długo nic nie robi to sie człowiek tak strasznie męczy! Psychika siada na myśl, że inny to mają życie! inny mają fajnie! jeżdża na wycieczki! na spacery chodzą! mają pasję! No i sie z tą myślą zwlekam i zaczynam to przesadzanie na przykład, podłogi mycie, w szafie porządek ale czuję jednoczesnie, że to zajecia zastępcze mające tylko pozór coś-robienie ale bez satysfakcji. Przybita tą myślą wracam na kanapę, owijam sie kocem (w wersji letniej na fotel na balkonie) i myślę, że lepiej nie udawac, lepiej poddac się przeznaczeniu. To jest moje miejsce i juz tak sobie poleżę do wieczora. oczywiscie aby nic-nie-robienie lepiej smakowało trzeba sie raz w miesiącu, w dowolnie wybrany weekend porządnie zmeczyć – wtedy jest uzasadnienie dla ‚Ale się styrałam, dziś leżę, nie robię!” Zapraszam na kursy ! ;)

    • Aaaaa Penetratorzy! Oglądałam też! :))) I jeszcze Date my mom, czy inne cuda! Wszystko byle nie nauka do sesyji. Taaa… ;) Ale racje masz bezwątpienia, bo moj bezrobotny rok po studiach, podczas którego wszyscy kariery zaczynali, a ja nie mogłam znaleźć nic dla siebie, rzeczywiście wspominam źle. Posprzątane miałam wszystko, mogłam leżeć bykiem i uprawiać lenistow z książką, a jednak wtedy strasznie mnie to mierziło. No nie dogodzisz ;))

  3. Skąd ja to znam? Zawsze coś wymyślę. Chyba już nie umiem nic nie robić, ale to dobrze, bo przynajmniej jest ciekawie. Luśka na pewno jest zadowolona z ciągłych wycieczek. :)

    • Kasia, u Ciebie jest zawsze ciekawie!! :) Jakbym była taķą zdolniachą, to bym mogła zarzucić nicnierobing całkowicie :)))

  4. Nie ma odpoczywania w domu! Albo się zabierzemy za coś, albo będziemy mieć wyrzuty, że leżymy jak przecież to pranie jest do zrobienia :D
    Piękne zdjęcia z chaty! :)

  5. Brawo Ty! ?? Również ze względu na emerytów zza zachodniej granicy ????

  6. Delikat

    Nie pływaliście z psem w kajaku? Nasza jest trochę większa, ale bardzo to lubi. W tym tygodniu byliśmy na Pilicy ;d

  7. Wygląda magicznie <3 Nicnierobienie w takim miejscu, to musi być prawdziwy relaks i wielka przyjemność :)

  8. Wstęp – miszcz! Jesu, jak ja to dobrze znam! To przesadzanie kwiatków – u mnie wygląda to tak samo, uśmiałam się :D a weekendy wyjazdy zacne mieliście, zaiste ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *