3 historie na 3 dni jazdy z Lofotów na południe. Wiatr we włosach, woń dorszów w nozdrzach, mokry śnieg w butach i serce w gardle na zakrętach. Północ była nasza!
PODBIEGUNOWA
Po raz pierwszy (w życiu) koło podbiegunowe mijaliśmy w Szwecji. Oczekiwałam bieli, niedźwiedzi polarnych, jakiegoś iglo i co najmniej jednego świętego Mikołaja. Nic z tych rzeczy. Było szaro buro i nudnawo.
Po raz drugi za to:
Wooooow!
Tydzień później w Norwegii ta sama szerokość geograficzna wyglądała zgoła inaczej.
No raczej! Nie po to, proszę ja ciebie, w maju na północ się wybraliśmy, żeby grama śniegu nie uświadczyć. Czadowo!
Do tego mały niedźwiedź się trafił, nie polarny, a śnieżny i gość z brodą, chociaż bez czerwonego ubrania.
Tym razem północ sprostała moim wymaganiom!
A nieco poniżej koła można już było pyski do słońca wystawić i łazić po Park Narodowym Saltfjellet-Svartisen w iście wiosennych klimatach.
RYBNA
Czasem, w najmniej oczekiwanych okolicznościach, poza ojczyzną spotykasz rodaków. Czasem chcesz się integrować, czasem nie. Czasem jest przyjemnie, czasem mniej. A czasem ubaw po pachy.
Na przykład kiedyś, leżąc plackiem na małej, pustawej plażyczce, gdzies na Lazurowym, usłyszałam przez półsen głośne – Zbieramy się Aśka z tego piachu, bo srać mi się chce. Podejrzewam, że ów dżentelmen, nie sądził, że w tym odległym zakątku, ktoś oprócz Aśki zrozumie jego potrzebę.
Ale do rybnej wracam! No wiec gdzieś w Norwegii, pośrodku niczego wjeżdżamy na kemping. I co? I ziomale wszędzie! Na ryby przyjechało z sześciu chłopa, VW Transporterem wyładowanym po dach. Czym? – spytasz, bo przecież nie ciuszkami. Ano paliwem z Polski i masą browarów. A że pogoda się zkiepściła zaraz po ich przyjedzie w dwa dni cały alkohol wypili, a paliwa nie zużyli prawie nic.
Super? Podwójnie nawet!
Bo – po pierwsze – przez plastikowy lejek (z pepsico) wlali nam benzyny po korek do baku. Po drugie, przez jeden dzień pogody i tak tonę ryb złowili, a nie musieli tyłków na twardej ławce w łódce męczyć zbyt długo. Plan 100% wykonany.

Czuję tu z tonę ryb, Aleksandro!
ZAPIERAJĄCA DECH
Średnie nachylenie drogi 9%. Serpentyny sztuk 11. W większości zakręcają pod katem 180 stopni. Droga Trolli, czy raczej Drabina Trolli. Podekscytowanie level sky-high!
Ale czy nasza żaba da radę? Silnik o mocy kosiarki, latka swoje ma. Niby dbamy o nią i chuchamy, ale mechaniki nie oszukasz! Pruliśmy krajową 63 z duszą na ramieniu. Dwa dni po otwarciu trasa na trolle świeciła jeszcze pustkami. Oprócz nas jedno auto.
Rzut okiem z dołu. Rzut okiem na jedyny w swoim rodzaju znak drogowy z trollem. I na górę!
I……
Po krzyku.
Tak, serpentyn jest dużo i nachylenie jest ostre, ale dla dobrego kierowcy to nie będzie żaden problem. Droga jest zadbana i w świetnym stanie, i jedzie się nią lepiej niż niejedną prostą jak drut, a podziurawioną jak sito polską.
A z góry widoki nieziemskie! Co prawda całe centrum turystyczne i największa platforma widokowa były zamknięte na cztery spusty, ale dookoła jest wystarczająco dużo punktów widokowych, żeby nacieszyć oko. Co też niniejszym uczyniliśmy.
Powrót z Lofotów na południe Norwegii najlepiej skrócić sobie kawałek decydując się na prom. Najczęściej wybierane jest połączenie z Bodo – Moskensen. My zdecydowaliśmy się na rejs Lødingen – Bognes trwający ok. 1 godziny. Koszt 2 osoby + auto to ok. 270 NOK. Dalej pruliśmy E6, z której zboczyliśmy dopiero, żeby dojechać do Drogi Trolli. E6 jest dwupasmowa i tylko momentami pozwala rozwinąć prędkość większą niż 90 km. Nie musisz sie jednak obawiać, że gdzieś po drodze zabraknie Ci paliwa, stacje zdarzają się w miarę regularnie, aczkolwiek mieliśmy zasadę, żeby tankować zawsze, gdy przekroczymy połowę baku. Po drodze zdecydowanie warto zatrzymać się w Parku Narodowym Saltfjellet – Svartisen – świetny teren do spacerowania i na trekkingi. Wodospady, rzeki, lodowce. Żałuję, że spędziliśmy tam tylko jedno przedpołudnie. Do parku wejdziesz oczywiście z psem, byle by był na smyczy.
Świetne historie! A ten śnieg…WOW! :)
Dzięki! :) Z tym śniegiem niezły szok był!
Przepiękne zdjęcia, przywołują… zapachy! Ryb, wiosny, lasu!
Za to serpentyny niezmiennie przerażające.
Mój wuj swego czasu wykazał się w podobnych okolicznościach (na trasie gdzieś w Chorwacji chyba) nerwami ze stali, mając na pokładzie trzy nastolatki 11-15lvl drące się, najczęściej jednogłośnie, „zgiiinieeeeemyyyy! O boże boże, spadnieeeemyyyy!”, łapiące się w objęcia w ramach ostatniego pożegnania i chlipiące do mamy (to ja!) oraz próbującą załagodzić sytuację żonę „Michał, uważaj. Michał, uważaj. Michał. Bardzo cię proszę, uważaj.”
hahahaha uśmiałam się setnie :) Wuj mega facet, o stalowych nerwach! Przybijam mu wirtualną piątkę :)))
przy Rybnej parsknęłam sobie na smartfonika :) zdjęcia cudne!
No ja z trudem powstrzymałam parsknięcie w kulminacyjnym momencie wówczas :D Dzięki za miłe słowa!
Kocham zdjęcie z Parku Narodowego Saltfjellet-Svartisen :D p.s. widzieliście w końcu trolla czy nie?
:D No kurka właśnie schowały się wszystkie, szelmy! Obstawiam, że Luśka je nastraszyła… ;)
Aleks, uwielbiam fotkę, na której opalasz się z Luśką <3 a w rankingu historii głosuję jednak na rybną jako najlepszą! ;)
Tak! Bardzo chciałabym rzec, że paliwo do dziś mamy, na pamiątkę…. :D