Kiedy byliśmy mali, obłędne 2-3 godzinne podróże skracaliśmy sobie z bratem wypatrując zagranicznych rejestracji. I je po prostu liczyliśmy. Teraz pewnie mielibyśmy swoje tableciki i „Świnkę Pepę” i ogólnie na wszystko wywalone.
Później doszedłem do wniosku, że ta gra była idealna, bo gry w podróży mają swoje wymagania – powinien móc wziąć w nich udział kierowca ew. pilot. Stąd musi się obejść bez pisania, czy wykonywania dziwnych ruchów. Ale do rzeczy:
1. „O czym myślę? vel. „Na co patrzę?”
Gra jest raczej prosta. Jedna z osób wymyśla jakąś rzecz i zachowuję tę informację dla siebie. Pozostali gracze w, powiedzmy 20 pytaniach typu „Czy…” muszą odgadnąć co autor miał na myśli.
Przykład:
- – Czy to jest zielone?
- – Tak.
- – Czy rechocze?
- – Tak.
- – Czy to żaba?
- – Nie.
2. „Jaką melodię wygwizdałem?”
Jedna z osób wygwizduje fragment jakiegoś utworu muzycznego i na koniec zapytuje: „Jaką melodię wygwizdałam / em?”. Reszta zgaduje. Umawiamy się na 5 powtórzeń.
Przykład:
- – Fiuu-fiu-fiu-fifififuuuu. Jaką melodię wygwizdałem?
- – „I can’t get no satisfaction” Stonesów.
- – Nie.
UWAGA! do grania niezbędna jest podstawowa umiejętność gwizdania, choć w niektórych kręgach dopuszcza się mniej zaawansowaną wersję gry „Jaką melodię wybekałem?”.
3. „Obsada”
„Obsada” to gra, o której lubię myśleć, że to my ją wymyśliliśmy (tzn. Aleksandra). Jeśli kilka osób czytało tę samą książkę, to można sobie łatwo wyobrazić, że musimy obsadzić role w filmie, który na jej podstawie powstaje i będzie takim sukcesem, że ludzie będą pokazywac nas na ulicy palcami (brzydko) i co odważniejsi poproszą o autograf („To ci co wybierali aktorów do TEGO filmu!”).
Gra jest o tyle piękna, że niekt nie przegrywa i nikt nie wygrywa. Trzeba argumentować i znać trochę znanych ludzi. Poza tym żadnych zasad nie ma.
Przykład:
- – A ten młody facet, co wnosi tacę pod koniec IV rodziału?
- – Clin Eastwood by się nadał.
- – …
- – No co? Z okresu „Za garść dolarów” oczywiście.
4. KLASYK – „Twoje słowo na ostatnią literę mojego słowa”
Gra tak stara, jak pasjonująca i wciągająca. Jedna z osób mówi słowo, a potem druga – na ostatnią literę słowa tej pierwszej. Chociaż brzmi to zawile, to jest tak naprawdę proste. Proponowane zasady: tylko rzeczowniki tylko w liczbie pojedynczej (chyba, że taka nie istnieje).
Przykład:
- – Dobra, zaczynam. Zawias.
- – Szorty.
- – …
- – Szach mat. Następny.
5. KLASYK – „Kot ministra jest…”
Wybrana losowo osoba mówi: „Kot ministra jest tu wstawia przymiotnik„.Następna osoba mówi: „Kot ministra jest przymiotnik I-szej osoby i tu dodaje swoje określenie kota.” I dalej jazda! Kilometry same uciekają! Pierwsza osoba, która nie spamięta wszystkich cech kota zmywa przez tydzień.
Przykład:
- – Kot ministra jest rudy.
- – Kot ministra jest rudy i puchaty.
- – Kot ministra jest rudy, puchaty i …
- – Pamiętaj, że nie możesz obrażać kota.
- – …grzeczny.
Długie podróże są piękne, ale bywają też upierdliwe. Tak więc nie ma za co.
Jedna z moich ulubionych gier to wyszukiwanie piosenek, w których treści jest … i tu cała gama do wyboru np kolor czerwony, kwiat, imię, zwierzę, miasto itp. itd. Odpada ten kto już nic nie wymyśli. Pozdrawiam cieplutko
Dobre! Zapisuję! Pozdrawiamy! :)
polecam grę w słynne pary lub trójki, np.: pieprz i sól, flip i flap, ogniem i mieczem… po trzech dniach robi się ciekawie :-)) Albo w trójki: Tytus, Romek i Atomek itd. Przetestowane na długich wyjazdach ze dobrze skumplowanymi znajomymi, kiedy tematy już się kończą :D
Dzięki Asia! Mega pomysł! Bierzemy się za granie właśnie :)))
powodzenia! („wilk i zając” ;)
Mieszkajac na Podlasiu sprawdzalo sie liczenie bocianow, a zimą liczenie choinek (tych ubranych i swiecacych) na podworkach lub widocznych w oknach mijanych domow :) Liczyli wszyscy obecni w samochodzie łącznie z kierowcą oczywiście.
Ooo podoba mi się! Podlasie mamy zamiar ekspolorować, więc liczenie bocianów dopisujemy do listy gier :D
Dzieciaki – jeśłi ich liczba przekroczy jedno – często same organizują sobie gry, których reguły dla nas dorosłych, stanowią ciemną magię… :-)
Dokładnie! Za czasów mojego nauczycielstwa w podstawówce wyznawałem zasadę „nie wnikam”.
PS. „Zakładania blogu” wchodzą do moich 3 książek, które „musisz przeczytać w życiu” :)
Ja tam grywam w „kulik” i „diamenciki” na telefonie. Mogę tak do wyczerpania baterii. Przydatne zwłaszcza w nocnym pociągu lub autobusie, jak K. śpi :P
Kurczę, pozapominałam już trochę tych gier. A tu takie odświerzenie! Wykorzystam przy następnej wyprawie. ;)
Super zabawy na długie wyprawy :D Nadają się też świetnie na piesze wycieczki w górach :)
My gramy z synem jeszcze w skojarzenia:
– Co kojarzy ci się z narzędziami?
– Dziadek! Co kojarzy ci się z dziadkiem?
– Babcia.
– Mi z babcią kojarzy się działka.
– Mi z działką, kwiaty.
itd.
Syn ma ipada i „świnkę Pepę”, ale i tak zabawy werbalne wygrywają :)
Super gra! :) Podoba mi się, bo jest najbardziej osobista i zależy od doświadczeń. Te z postu dużo mniej.
PS. Pradopodobnie synek jeszcze w życiu przed monitorem się nasiedzi, więc dobrze, że teraz woli taką rozrywkę :)
No więc u nas się nie gwizdało, tylko nuciło, bo moja siostra nie umie gwizdać ;)
Dodatkowo my jeszcze liczyłyśmy psy/krowy/konie, ale w początkowych etapach naszego przedszkolnego życia krzyczałyśmy tylko „zamawiam psa (krowę, konia)” i kto pierwszy ten lepszy ;)
Później jak nauczyłyśmy się liczyć, to rodzice dołączyli nam do samochodowych gier sprawdzian tabliczki mnożenia bazując na rejestracjach samochodów jadących przed nami… Co nie uratowało mnie przed uwagą w dzienniczku, że nie umiem tabliczki mnożenia :P
Buziaki!!!
„Zamawiam!” – przez mgłę to pamiętam :)
Podejrzewam, że Aleksandrze tabliczka mnożenia w czase jazdy mogłaby rozwinąć chorobę lokomocyjną :) Ścisły umysł to to nie jest ;)
Ostatnia gra jest najlepsza! Z resztą każda gra jest najlepsza, jeżeli w roli głównej występuje kot :-) Domyślam się, że to Aleks przypomniała Michałowi, że kota nie wolno obrażać?
Tak naprawdę to Michał Luśce ;)