Z pandą w portugalskie góry

Pamiętacie 8 krzywych urlopowych akcji? Jedna portugalska też się znalazła na tej niechlubnej liście. Samochodowa.

I pomyśleć, że wypożyczając srebrną, nowiutką (naciachane chyba ze 3000 km) pandę naprawdę mieliśmy rozkminkę, czy brać dodatkowe ubezpieczenie (ok. 90 EUR). 90 EUR!? Wanna wina to jest. Może kilka noclegów. Ale chyba najważniejsze, że za taką kaskę możesz ze dwa razy powiedzieć „do pełna por favor”. Poza tym nie będziemy nią przecież fikołków robić. Ale z drugiej strony, jak COŚ się jednak wydarzy, to każda naprawa przekraczająca kwotę 200 EUR miała być pokryta z naszej kieszeni.

Jaka wtedy na nas łaska spłynęła, to nie wiem, ale z ciężkim sercem wyskoczyliśmy z kasy, zapakowaliśmy plecaki do naszego nowiutkiego rumaka i w drogę.

Panda sprawdziła się genialnie wioząc nas przez całe wybrzeże. Nie spalała dużo, idealnie wpasowywała się z w każde nawet niewielkie miejsce parkingowe i na luzie wjeżdżała w wąskie uliczki nadmorskich miasteczek. Plan zakładał zjechanie części południowego i zachodniego wybrzeża i dalej rura w głąb interioru portugalskiego, najlepiej w tereny górzyste. Ale pusty przebieg to kiepska sprawa, więc coś po drodze byśmy jeszcze luknęli. I tak właśnie wpadły nam do głowy menhiry – Almendres Kromlech – jedno z największych skupisk menhirów i kromlechów w Europie. Żenial! Wileki kamienie w trawie! Must-see! Mapa w ruch i szukamy, gdzie tu odbić, skręcić i jak najlepiej dojechać. A łatwo nie było, bo drogi jakieś takie niewyraźne były. W końcu jednak skręciliśmy na niewielką, szutrową drogę i dalej do przodu po wertepach i kamieniach. Drogowskazów brak, lokalsów brak, nie ma kogo o kierunek zapytać. Totalne odludzie.

I nagle TRACH!

Panda zawisła na jednym z kamieni (nie, nie menhirów). I wisi. I nic. W pocie czoła i łzach w końcu udało nam się wymanewrować. Ale podwozie szlag trafił. Nowiutkie, fabryczne podwozie. Charczało, stukało. I COŚ z niego zwisało. Wlekąc się z powirotem do hotelu, zaczepiliśmy policjantów, że gdzie jest warsztat. Jeden z nich miał znajomego, którego brat cioci ze strony szwagra matki ma warsztat, ale nie odbiera telefonu – najlepiej jak pogadamy z wypożyczalnią.

Samochód wypożyczalismy w Lizbonie u jakiejś firmy-córki Europcar, a spaliśmy w Setubal. Więc tam uderzamy do filli Europcar – mega pomocna pani nawet mechanika załatwiła, który obejrzał samochód (bardzo pozytywny gość swoją drogą) i stwierdził, żebyśmy w Lizbonie go po prostu wymienili. Do człowieka w Lizbonie, ktory nam wypożyczał pandę dzwoniliśmy 26 razy. Zero kontaktu.

Wieczór i noc okropna – czy ubepieczenie to objemuje, czy nasze słodkie dodatkowe ubezpieczenie to obejmuje, czy w tych samochodach są nadajniki GPS i będą widzieć, że jechaliśmy tam gdzie nie ma drogi. Ogólnie kosmos.

Następnego dnia powolutku i ostrożnie, wrum-wrum z powrotem do Lizbony i z duszą na ramieniu zasuwamy do wypożyczalni. Wchodzimy. I rozmowa taka jest mniej więcej (zapis):

– Your phone is not working! Dzwoniliśmy ze 30 razy!

– Yes.

– Zepsuła się Panda (sama).

– Yes (szuka czegoś)

– (…)

– No worry! Macie dodatkowe ubezpieczenie. Oto kluczyki do nowej!

Najstarszej w wypożyczalni. Ale przynajmniej z kieszeni nie ubyło nam ani grosza. Od tej pory ludowe porzekadło – przezorny zawsze ubezpieczony – nabrało dla mnie innego znaczenia.

Bogatsi o kolejne życiowe doświadczenie ruszamy w góry.

Marvão

I czas cofnął się do tyłu. O jakieś tysiąc lat.  Nawet nasz straszy model Pandy nie jest tu na miejscu (a co by było z nówką?!) Najlepiej byłoby chyba wjechać konno.

Majowym późnym popołudniem przywitały nas puste i głuche ulice. Bielone domki, brukowane uliczki i warowany zamek na szczycie wzgórza. Gdzieś jeszcze jakieś kózki i kilka kogutów. Gdyby nie plakaty reklamujące nadchodząc lokalne eventy dałabym sobie rękę uciąć, że to inna epoka.

Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão Marvão

Marvao leży na zboczu Serra de Sao Mamee, na wyskości 900 metrów. Kiedyś miasto – twierdza. Ze szczytu wieżyczek na murach zamku każdy cichaczem skradający się Hiszpan był widziany jak na dłoni. Dzisiaj boski punkt widokowy i miasto – muzeum, bo oprócz spacerowania wzdłuż murów obronnych, zwiedzania zamku i szwędania się wąskimi uliczkami nie znajdziesz tu innych atrakcji. Większość zwiedzających wpada do Marvao raczej w ramach przedpołudniowego spaceru. Przed sezonem, późnym popołudniem w uszach dźwięczy cisza, a pulsujący night-life sprowadza się do pohukiwania lokalnej sówki. Spokój i klimatyczny relaks. Dokładnie tego potrzebowaliśmy.

Marvão Marvão Marvão Marvão

Sierra de Estrela i szczyt Torre

Zdobyliśmy najwyższy szczyt kontynentalnej Portugalii. 1993 metry nad poziomem. Łatwo nie było. Jedziemy i jedziemy i parkingu szukamy przy wejściu na szlak. Nie ma. To jeszcze kawałek. Trójka, dwójka, trójka, serpentyny. I bach! Torre! Jednen z tych pięknych szczytów, na które można wjechać samochodem.

TorreTorre TorreTorre

Na szczycie jest kilka sklepów z kiełbasami, serami, gorzałą i ciuchami „góralskimi”.

Torre

Nowa czapka z Torre – lans na siano

W okolicy zrobiliśmy piknik pod ciepłym okiem Matki Boskiej (prawdopodobnie) wykutej w skale.

Torre

Znajdź Aleks

Torre Torre Torre

[notification type=”notification_info” ]

PRZYDATNE INFO:

 

Samochód wypożyczaliśmy przez rentalcars.com. Zapłacony z góry w 2013 r. wyszedł 847 PLN za 18 dni + nasze ubezpieczenie. Przy odbiorze blokowana jest kaucja na karcie kredytowej (ok. 200 EUR), która znika po oddaniu samochodu w całości.

 

W Marvão spaliśmy w Casa da Silveirinha – przez booking.com w 2013 roku – 45 EUR / noc.
[/notification]

ityle2_s

9 Comments

  1. przepiękne zdjęcia…
    jeszcze wrócę po inspirację i motywację do Waszych portugalskich historii z pewnością, bo mamy bilet (na razie w jedną stronę..;>) na październikową Portugalię już zaklepany…;>

    • Aleksandra z urlopnaetacie.pl

      Dzięki Karolina! Fajnie, że na coś się możemy przydać :) jak coś potrzeba to pisz :)

  2. fajnie, że zobaczyliście też tą nieznaną część Portugalii :) ja swego czasu nie raz byłam w Serra da Estrela, bo mój ówczesny chłopak stamtąd pochodził. Na początku nie przepadałam za tym miejscem (jestem zdecydowanie plażowa), ale Serra też ma swoje uroki, jeziorka polodowcowe etc.

    • Aleksandra z urlopnaetacie.pl

      Fajny klimat, zdecydowanie! Chociaż ja chyba też bardziej plażowa jestem ;) Dlatego po górach w sumie się tylko prześlizgnęliśmy, żeby wrócić z powrotem na wybrzeże! Następnym razem zaplanujemy chyba jakąś dłuższą wędrówkę (pozostake pytanie kiedy to będzie…;) )

  3. O matko! Jakby mnie to spotkało, to ze strachu pewnie zrzuciłbym Pandę z urwiska, pozorując przy tym własną śmierć.
    Mieliście odwagę, że stawiliście czoła tej sytuacji. Zachowaliście się odpowiedzialnie jak dorośli.
    No dobra, ale teraz do rzeczy… Zapłaciliście 90 euro za dodatkowe ubezpieczenie? Dobrowolnie? Serio?
    :-)
    Dla mnie formalności, ubezpieczenia, umowy, aneksy, podpunkty i drobne druczki to przeciwnicy, z którymi mierzę się dopiero od niedawna. Walka jest nierówna, ale doskonalę się z każdym pojedynkiem. Do niedawna czytanie umów ograniczałem do pobieżnego zerknięcia na typografię strony i wyszukania interesującego mnie zwrotu „podpis klienta”. Nonszalancko rozdawałem parafki na prawo i lewo, starając się maksymalnie ograniczać czas potrzebny na sfinalizowanie sprawy. Bo czas to przecież pieniądz. Ale jak pokazuje życie – czasami warto poświęcić chwilę i doczytać umowę, albo zapłacić nieco więcej za dodatkowe ubezpieczenie, które bywa całkiem przydatne.

    • Michał

      :) Twój komentarz przypomniał mi kolesia, który zamiast „Nasza strona uzywa cookies” napisał „Zgadzam się na korzystanie z serwisu za 400 pln” – sporo osób kilnęło Akceptuję i podobno po sądach trochę kaski mu wpadło. Trzeba uważać niestety, bo tam dżungla jest :)

    • I ja jeszcze muszę skrobnąć! Bo po przeczytaniu o upozorowaniu własnej śmierci parsknełam ze śmiechu kawą na tablet :-D Musiałam go suszyć suszarką ;) Dzięki Piotr ;-p :)

      • Najpierw turlałam się ze śmiechu czytając Wasze perypetie, a następnie prawie rechotałam czytając odpowiedź Piotra :) Zgroza do Was wchodzić, ZGROZA powiadam! :D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *