Bardziej w stylu klasycznym, niż alpejskim, bo na lekko to z przyczepką raczej się nie da.
Jeśli czytałaś Epicki spacer w Dolomitach albo wpis o dolinie, w której opadnie Ci szczęka to wiesz już, że tak naprawdę decyzja zapadła w zeszłym roku. Nie było żadnych rozkminek, wodzenia palcem po mapie, wróżenia z fusów i wertowania przewodników. Od początku było jasne, że w Dolomity wrócimy i to na znacznie dłużej, niż tylko na dwa spacery.
Mamy lepszy sprzęt (przyczepkę), uprzęż wspinaczkową dla Lu (szele Sali SPORT SPEED), wysokokaloryczny prowiant (głównie z Lidla) i notes pełen pomysłów na wędrówki.
BaseCamp rozbijamy w Pustertalu, na najbardziej płaskim kempingu jaki znaleźliśmy. Kolejne obozy zamierzamy rozkładać już bez Niewiadówki. Będziemy poruszać się wyłącznie za pomocą czterech kółek, czterech łap i dwóch par nóg. Z czasowym wspomaganiem gondolami i kolejkami liniowymi.
Będzie. Ciężko.
Pot, śnieg i łzy, bejbi!
Zaglądaj czasem na bloga, bo właśnie w tym wpisie będziemy na bieżąco pisać co słychać, który ze szczytów zdobyliśmy i ile razy makulska klęła pnąc się mozolnie pod górę. SAMO MIĘCHO. Na Insta ( i na Instastory) trafią najlepsze foty, a na fejsa ocenzurowane ciekawostki.
Ruszamy 15/06 i w trzy dni mamy zamiar pokonać 1350 km. Wiem, hardkory z nas. Klasycznie tniemy szosę niczym żyleta na odcinki nie dłuższe niż 500 km. W niedzielę rano meldujemy się już ze szlaków.
2017 Dolomiti Trekking Expedition z Luśką – lecimy!
15/06 – 17/06 – Droga
Podróżowanie autostradą odziera roadtripa z przyczepką z całej romantyczności.
O ile w przypadku podrózy samym autem kilometry po prostu uciekją spod kół – szybko i bezboleśnie, o tyle w przypadku podrózy z przyczpą, którą ciągniesz polówką z silnikiem 1,4 trzysta kilometrów rozciąga się niczym gumka w falnelowych figach do ponad 4 godzin w trasie. Nie da rady na raz przejechać zaplanowanego na ten dzień odcinka i czym prędzej uciec gdzieś na bok, na relaksujący spacer w lesie. Na szybkie siku musisz zatrzymać się na MOPach i innych Autohofach i to na parkingu pośród sapiących Tirów i duszących zapachów cheesa z frytami.
Cóż. Nie zawsze musi być kolorowo. Zamiast Dolomitów mogliśmy wybrać Mazury i na luzka dojechać malowniczymi żółtymi szosami w jeden dzień. Więc wcale nie narzekam. Po prostu stwierdzam fakt.
Na szczęście już dotarliśmy.
18/06 – Szlak wokół grupy Sassolungo
Słonce zaszło po 21, pozostawiając za sobą bardzo powoli gasnące niebiesko-różowe niebo.
Na szlak wyruszyliśmy po 14-stej, cykaliśmy zyliony zdjęć, a wiszące u kolan szczęki utrudniały nam szybki marsz. W rezultacie szlak, który powinien zająć 5-6 godzin zajął nam prawie 8. Przez ostatnie kilkadziesiąt minut nie spotkaliśmy już żywej duszy.
Zaczęliśmy z grubej rury i już wiem, że mogę tego żałować, bo chociaż głowę mam pełną malowniczych krajobrazów, ledwo powłóczę nogami, a zmęczone kolejnymi podejściami kolana drżą przy schodzeniu.
Pierwszy dzień w Dolomitach zaliczony z przytupem.
Dzień z jeziorami
W niektórych kręgach nazywany również rest dayem.
Dolomity jeziorami stoją. Gdyby nie jeziora, strzeliste szczyty nie miałyby się w czym przeglądać, a Luśką moczyć łap zmęczonych długim wędrowaniem. Chmury byłyby tylko chmurami, a nie sunącymi po tafli wody barankami. A makulska nie miałaby szansy zregenerwowć tyłka i mimo wszystko sycić oczu boskimi widokami chodząc W KOŃCU po płaskim.
Zaprawdę powiadam Ci, że jeziora w Dolomitach rządzą.
20/06 – 24/06 dni na szlakach
Absolutnie urzeka mnie w Dolomitach to, że wcale nie muszę piąć się mozolnie na czworaka przez 4 godziny, żeby w końcu wyjść z gęstego lasu i zacząć podziwiać górskie krajobrazy. Można dojechać samochodem na dość duże wysokości i stamtąd ‚na świeżaka’ zacząć wędrówkę.
Przez ostatnie dni wybieraliśmy średnio trudne i łatwe spacery, a widoki, które rozpościerały się przed nami w niczym nie ustępowały tym, które znajdowały się u celu stromej i wymagającej ścieżki.
A na szlakach wciąż jest więcej świstaków, niż ludzi. Idelana pora na Dolomity.
P.s. Chociaż nie obraziłabym się, gdyby w dolinach było poniżej 30 stopni. Czacha dymi. Nie wyobrażam sobie jaki skwar może tu być w szczycie letniego sezonu.
Więcej o naszych wędrówkach w Dolomitach przeczytasz TUTAJ (klik!).
Do zobaczenia gdzieś na szlaku!
Widoki robią piorunujące wrażenie, oglądać wasze zdjęcia to przyjemność. Piesek też zasługuje na podziw, ja nie dałabym rady w takich temperaturach spacerować :D
Hej Kinga! Dzięki :)))
Uwielbiam twojego bloga, pomysł z podróżowaniem razem z przyjacielem rodziny jest super sama chciałam zabrać mojego kotka w pare miejsc ale wiadomo jak to z kotem od razu idzie swoją drogą :( widać jego miejsce jest w domku i okolicy, pozdrawiam
Dzięki Martyna! Bardzo mi miło :))) Ściskam Ciebie i kotełka! <3
Bardzo fajna wycieczka, na pewno wpadne tutaj aby obejrzeć relacje, życzę powodzenia i pozdrawiam
Super! Dzięki, Damian! :)))
Ciekawy teren wybraliście. W szczególności dla Luśki. Wasze podróże są inspirujące na swój sposób. Zajrzę jeszcze od czasu do czasu zobaczyć gdzie byliście. Udanych podróży i pozdrawiam :)
Dzięki! :)) Pozdrawiamy również!
Jesteśmy pod dużym wrażeniem tego bloga. Życzymy dużo nowych przygód i wszystkiego dobrego. Piękne zdjęcia, aż chce się zabrać swoje psiaki na jakąś wyprawę!
Dzięki!! Bardzo nam miło! :)))
Ale polówkę to ty szanuj :D bardzo fajny materiał, jak zabieram mojego black retrievera Marleja, to zazwyczaj biorę samochód brata, starą roboczą Audi 80. Znacznie więcej miejsca i psiak się nie męczy, i problem wszechobecnej sierści nie jest aż tak zauważalny :)))
Wasz pies też lubi wystawiać łeb przez okno? :D Jakie bierzecie mu oprowiantowanie? Nie ma problemu z pękającymi poduszkami na łapach? Puszczacie go na wodę, nie ma później problemów ze skórą?
Szanujemy jak najbardziej! Chuchana i dmuchana jest! :)) Luśka jeździ w tranaporterze na tylnej kanapie :) Na codzień je suchą karmę więc nie ma problemu po drodze. Przed wędrówkami i po łapy ma smarowane specjalnym kremem z woskiem do opuszków i kąpie się wszędsie tam gdzie jest czysto i gdzie i my wchodzimy do wody, więc zero skórnych problemów :))) Podróżowanie z piesełem najlepsze! Dawaj z Marlejen w jakąś dłuższą trasę!! :))
Cuuuudnie tam♡ P.S. o sie dzieje z listami? Chyba juz ze 2 m-ce cisza…
Uwielbiam Cię Magdaleno, za to że zauważyłaś brak majowego ♡♡ Tyle się działo (wiesz, co :))) ), że się nie wyrobiłam :(( A lipcowy poleci już jutro. Ściskam Cię mocno!!
A ja uwielbiam Twoje listy i dlatego tez czekam z niecierpliwoscia:)Buzka!
<3 <3
Kurczę można tylko pozazdrościć widoków i wypadu. Nie wszyscy tak mogą :(
Co mnie zaciekawiło – w opisie zauważyłem stwierdzenie „Nie było żadnych rozkminek, wodzenia palcem po mapie, wróżenia z fusów i wertowania przewodników” myślałem, że takie „problemy” was nie dotyczą. Że pomysłów macie aż nadto tylko czasu brak. Ale widzę, że i Was to dotyka. Jako dobry kolega mam dla Was pomysł na następny wypad: Tulcza a dokładniej Sulina. Delta Dunaju z niesamowitymi odciętymi od świata miejscami. Piękne miejsca i widoki. Tysiące dzikich flamingów i innych niesamowitych zwierząt. Szczerze polecam.
Ooo brzmi mega!! Zapisuję! Dzięki! Ściakam całą czwórkę! :))))
Aż ciekaw jestem jak mój Vader by się czuł w takim krajobrazie :D Niby duży i odważny, ale czuję, że mógłby się trochę przestraszyć.
Na pewno by mu się spodobało! :))) Na szlakach masa zadowolonych piesełów! Ale dla pewnośći wybieramy te łagodniejsze szlaki :)
Z przyjemnością będę śledzić Waszą relację! Zdjęcie tytułowe jest mega, więc liczę na dużo fot! ?
:) dzięki! Zdjęcie z zeszłorocznej wyprawy ze szlaku wokół Tre Cime – to dlatego tu wróciliśmy! :)
Trzymamy kciuki! Wytrwałości!