Jak pokonać strach przed lataniem?

Mam na imię Aleksandra i boję się latać.

Kiedyś, bardzo dawno temu, kiedy Luśki nie było jeszcze na świecie, wymyśliliśmy sobie, że fajnie byłoby zjechać samochodem całą Portugalię.

Czasu mieliśmy wtedy całą masę. W sumie to tylko czasu, bo samochód pozostawał w sferze marzeń, a kasa raczej się nie przelewała. No więc zamiast Portugalii wybraliśmy Chorwację, a zamiast włóczenia się autem napęd dwunożny i komunikację międzymiastową. I tak przez dwa miechy. Super było. Ale portugalski plan pozostał. W między czasie masa czasu zamieniła się na 26 wolnych dni roboczych, kasa regularnie zaczęła wpływać na konto i wpadł zielony samochód. Prawie cacy wszystko. No prawie, bo żaba turbo powera to jednak nie ma i trasy, którą chcieliśmy zrobić po Portugalii (+dojazdu) za nic w planowane 15 dni wolnego wcisnąć się nie dało.

Trza polecieć i wynająć coś na miejscu – zarządził Michał.

A musisz wiedzieć, że latać to ja nie lubię, oj nie lubię. Po pierwsze uwielbiam podróżować samochodem i odkrywać nieznane, mało popularne miejsca, do których w życiu byśmy nie trafili. Lubię niezależność na czterech kółkach i lubię klimat bycia w drodze. Najchętniej starym ogórkiem VW zjechałabym świat wzdłuż i wszerz.  Po drugie hasło ‘samolot’, ‘ ‘lotnisko’ i inne z ‘lot’-em w sobie wywołują u mnie stan przedzawałowy. Poważny. Na lotnisku nie ruszam się, nie oddycham, ledwie egzystuję. Marne resztki rozsądku powstrzymują mnie, żeby nie zwiać z pokładu zostawiając na zaplombowanych drzwiach tylko dziurę z zarysem mojej sylwetki. Jak na kreskówkach.

I tak było od zawsze.

Taaa…

Jak pokonać strach przed lataniem?

Chyba jedyne zdjęcie samolotu jakie zrobiliśmy ever zylion lat temu

No bo pomówmy szczerze. Jakim cudem??? Jakim cudem żelazna maszyna wzlatuje na 10.000 m i utrzymuje tę wysokość?? Że niby te dwa silniczki dają radę..? Że niby te mikroskopijne stery działają..? COME ON!!! Nie ze mną takie numery. O nie. Czy inni nad tym się nie zastanawiają…? Nie obserwują pary skraplającej się na szybach, co NA PEWNO świadczy o rozszczelnieniu kabiny? Nie wpatrują się intesywnie w twarze stewardess, które NA PEWNO wiedzą, że zaraz runiemy w przepaść, tylko dobrze maskują emocje..? Poza tym, czy to przypadek, pytam, że za każdym razem, gdy włączam National Geographic w TV, to lecą „Katastrofy w przestworzach”..??

Spójrzmy prawdzie w oczy – mam problem.

Od 2008 unikam samolotów jak ognia. Nie rozumiem, wszystkich tych, którzy twierdzą jak to bardzo boją się latać, ale mimo wszystko TO robią. Gdy słyszę: „Pocę się, cierpię, wbijam paznokcie w rękę współpasażera, piję alko na litry, obgryzam paznokcie, łykam tabletki” to mogę tylko powiedzieć, że ten etap mam już za sobą. Tak latałam do listopada 2008 roku. Potem latać przestałam. W ogóle. Tak wiem, że świat jest wielki, długi i szeroki. I chociaż wiem, że kiedyś dam radę objechać go na czterech kółkach, to do tej pory dobrze byłoby wziąć byka za rogi i na wszelki wypadek (ogórek zawsze może się zepsuć gdzieś po drodze, c’nie?) się ogarnąć.

Do dzieła!! Grrrr…!!! Dam radę! Walę się pięściami w klatkę i… szukam pomocy w necie.

Jest!

Kurs!

Jak pokonać strach przed lataniem. Ale cena zwala mnie z nóg.

Wszystkie internetowe poradniki powtarzają te same dyrdymały (‘to najbezpieczniejszy sposób podróżowania!’, ‘zrelaksuj się i oddychaj głęboko’, ‘pomyśl ile ludzi podróżuje samolotem dokładnie w tej chwili’, ‘pomyśl o prawach fizyki!’ Że co..?! BLA, BLA, BLA…). Pomoc terapeuty też odpada, wolę oszczędzić na wakacje. Więc może jakaś literatura? I tu niestety odkrywam duży brak na polskojęzycznym rynku. Żadnego poradnika. Wielkie NIC. Cóż, w takim razie poszerzam horyzonty. Amerykanie na pewno coś na to poradzili. Oczywiście! Do wyboru do koloru. Skoro ja znalazłam,  każdy znajdzie. A jak paraliżuje Cię nawet sam pomysł szukania książek z serii jak latać bez strachu to podsuwam Ci gotowca – [highlight] „Flying without fear” autorstwa Duane Browna [/highlight]. I nie, nie jest to wpis sponsorowany.

Nie twierdzę, że teraz będę latać niczym Disney’owski Dzwoneczek szczebiocząc z radości i puszczać oko do pilotów. Ale przynajmniej mniej się pocę, oczy nie poszerzają mi się do wielkości pokrywek na największe garnki w kuchni, nie płaczę przy stracie i nie żegnam się na zawsze z rodziną przed odlotem. Książka pomogła mi ustalić, czego tak naprawdę, konkretnie się boję – że samolot spadnie? Tak po prostu, jak kamień w dół? Czy że oderwie się podłoga? Czy że tlenu zabraknie? Albo może, że stracę przytomność i nikt mi nie pomoże, bo akurat lekarza nie będzie na pokładzie? Hmm..? Czy wszystkiego na raz? W sumie nie ma nic nowego w stwierdzeniu, że strach trzeba zidentyfikować, żeby z nim skutecznie walczyć. W teorii. W praktyce trudno się z tym zmierzyć.

No więc z tą książką zidentyfikujesz swój strach, zmierzysz się z fizjlogiczną reakcją własnego zdradliwego ciała na sygnały paniki wysyłane z mózgu, nauczysz się jak sobie z nimi jako-tako radzić, poznasz fizyczne aspekty latania wyłożone w sposób dla kompletnych laików i dowiesz się szczegółowo jakie są fazy lotu, żeby żaden dźwięk wydany przez te piekielne maszyny Cię nie zdziwił.

Co najbardziej mi pomogło?
  • zrozumienie (no prawie zrozumienie), że samolot ślizga się po warstwach powietrza i nie może tak po prostu runąć jak kamień w wodę, w dół;
  • że żaden pilot, czy nawigator o zdrowych zmysłach nie wyśle maszyny trasą prowadząca przez epicentrum burzy. Tak, monitoring pogody naprawdę działa;
  • że piorun może trafić samolot, i że dzieje się to na całym świecie i zarówno samoloty, jak i pasażerowie przeżywają. Jest huk i potrzęsie, ale samolot nie dotyka ziemi (o rilly?) więc poza tym NIC się nie stanie – luzik;
  • że turbulencje to TYLKO I WYŁĄCZNIE „kwestia wygody”, a nie bezpieczeństwa. I gdy się zaczną, masz sobie to wciąż powtarzać. Rozluźnić ciało i go with flow. Niektórzy wprawieni podobno zarzucają muzę na słuchawkach i kołyszą się w rytmie… No może nie od razu. Ale w trakcie jednego z lotów turbulencje były i powtarzanie tekstu żywcem z książki it’s a comfort issue mi pomogło;
  • że powietrze w samolocie nie pochodzi z butli tlenowych (HAHAHA! – przyp. Michał), które mogą się po prostu wyczerpać. Tlen jest czerpany przez silniki i przechodzi do środka przez system klimatyzacji.  Stare i zużyte powietrze samolot wydala tyłem. Dosłownie. Powietrze wymienia się co jakieś 3 do 10 min. Zarówno w kokpicie jak i w części pasażerskiej.

A to tylko nie liczne z kwestii technicznych poruszanych w książce. Te były jednak kluczowe dla mnie.

Poza tym pomogło mi opanowanie kilku podstawowych technik uspokajających. Na przykład zatrzymanie gonitwy myśli poprzez koncentrację na oddychaniu w rytmie WDECH (koniecznie przez nos, tak dotlenisz mózg, który spanikowany wysyła tlen do mięśni, żeby miały siłę uciekać. Instynkt pierwotny podobno. Generalnie zawsze, gdy czujesz się słabo zacznij głęboko wdychać powietrze NOSEM, nie ustami). No więc WDECH głęboki i wolny przez nos i liczenie w głowie sto-jeden-sto-dwa-sto-trzy-sto-cztery. Potem ZATRZYMUJESZ WDECH (powietrze) i znowu liczysz w głowie sto-jeden-sto-dwa-sto-trzy-sto-cztery. WYDECH ustami ułożonymi w trąbkę, powoli i liczysz znowu. I ZATRZYMUJESZ WYDECH znowu licząc. I tak w kółko. Dotleniasz mózg, uspokajasz bicie serca, zatrzymujesz panikujące myśli.

A jak to nie pomaga warto mieć recepturkę wokół nadgarstka i strzelić sobie z niej raz – tak, wiem, że brzmi jak rodem z Grey’a, ale pomaga. Ukłucie w nadgarstek zatrzymuje gonitwę myśli. I znów oddychasz.

Co jest w książce mega, to opis lotu i wszystkich jego odgłosów, krok po kroku. Na przykład, że tuż po wejściu do samolotu w gorący dzień wewnątrz może unosić się szara para i to nie jest dym, a skutek uboczny włączonej klimatyzacji. Lampki nad głową przez chwilę migoczą, gdy pilot uruchamia silniki na full i nie oznacz to żadnego spięcia.  Czasem podczas kołowania w kierunku linii startu czuć spaleniznę i jest to zupełnie normalne. To opary silników innych kołujących samolotów, siłą rzeczy zasysane wraz z powietrzem z zewnątrz. Samolot się na pewno nie pali. A opary już po chwili znikną. W trakcie wznoszenia się, które dla mnie jest najbardziej stresujące słychać jak chowa się podwozie – zawsze. I nie oznacza to, że odrywa się podłoga. Jeśli siedzisz na tyle samolotu podczas wznoszenia maszyny możesz paradokslanie poczuć, że spadasz. Nie będzie to prawda, rzecz jasna, jeśli kumasz fizykę więcej niż ja, rozumie się samo przez się. Jeśli nie, po prostu mi zaufaj. Dzwoneczek (ping!) zasłyszany w innych okolicznościach niż start i osiągnięcie wysokości przelotowej to przywołanie stewardessy do kokpitu, gdy ta znajdzie czas. Dopiero cztery dzwoneczki usłyszane pod rząd (ping!ping!ping!ping!) oznaczają wezwanie stewardessy do kokpitu w trybie natychmiastowym. Co i tak nie koniecznie świadczy o zbliżającej się katastrofie. A w trakcie zbliżania się do lądowania usłyszysz jak podwozie się otwiera i na zewnątrz wyłażą kółka, które bezpiecznie połączą Cię znów z Matką Ziemią. A w między czasie wciąż oddychasz i liczysz. I do przodu.

Tak właśnie doleciałam w jednym kawałku do Lizbony. Z przesiadką. Amen.

Jak pokonać strach przed lataniem?

ityle2_s

45 Comments

  1. Sylwia

    Nareszcie wpis inny niż wszystkie. Od razu przestałam się bać latania! Informacja o ślizganiu się po masach powietrza okazała się dla mnie kluczowa. Wielkie dzięki, mam ochotę uściskać. Tymczasem zmykam czytać kolejne artykuły na blogu, bo zapowiada się przeciekawie!:)

  2. Myślałam, że nie da się pokonać lęku przed lataniem, ale widzę, że tak. Wielkie dzięki !

  3. Świetny wpis. Wiem, bo sama miałam stracha. Teraz już nie, ale wiem, że te rzeczy, o których napisane jest powyżej, sprawdzają się!

  4. Magdalena

    Trafiłam do Was szukając pomysłu na Rzym (zaintrygował mnie tytuł „jak nie zwiedzać”), już po tym wpisie chciałam zostać, choć nie jestem ani zapaloną podróżniczką, ani tym bardziej z psem :-) Jak trafiłam na wpis o strachu przed lataniem – zostaję na pewno!! Latam od czasu do czasu i nienawidzę :-( (Nigdy dłużej niż cztery godziny, które są wiecznością). Moja nienawiść do latania nie przeszkadza mi uwielbiać odwiedzania lotnisk i podziwiania maszyn wzbijających się w przestworza i lądujących. Dzięki za podpowiedź książkową, przy okazji pouczę się angielskiego. Dwie pieczenie na jednym ogniu.

  5. Agnieszka

    W sumie to dziwne jak różnych rzeczy ludzie boją się w samolocie – mnie nie straszny jest start lub lądowanie bo wtedy coś się dzieje i czas szybko płynie. Najgorsze jest „przebywanie na wysokości przelotowej” czyli świadomość, że przez najbliższą godzinę, dwie lub nie daj Boże dziesięć nie możesz tak po prostu otworzyć drzwi i wysiąść. MASAKRA !!!! Niestety mam za sobą atak paniki i ten koszmarny moment kiedy czujesz, że cienka metalowa linka zaciska Ci się na gardle. Kiedyś leciałam z Gdańska na Majorkę wakacyjnym czarterem i ten lot to było coś fantastycznego – 4 międzylądowania (Warszawa, Poznań, Łódź, Kraków) bo jak tylko wystartowaliśmy to zaraz musieliśmy lądować i trzeba było zapinać i odpinać pasy – wszyscy mieli dość tej kretyńskiej podróży tylko ja byłam szczęśliwa.
    Dzięki za info o tych dzwoneczkach !!!

    • Agnieszko, bratnia duszo moja! Całkowicie Cię rozumiem i z całego serca życzę Ci, żeby atak paniki nie powtórzył się więcej! Długie loty absolutnie mnie przerażają, nigdy nie leciałam dłużej niż 2-3 godziny. Jak kiedyś zapragniemy innego kontynentu, to trasę pokonamy morzem ;) Buziaki!

  6. Domenika.Domino

    Bardzo interesujący post, na razie jeszcze panikuje na myśl o lataniu ale mam nadzieję, że szybko to zmienię. A post naprawdę świetny, prześle go kilku moim znajomym, myślę, że równie chętnie przeczytają ;) ;)

    • Aleksandra z urlopnaetacie.pl

      Dzięki wielkie za ciepłe słowa! Trzymam kciuki za pokonanie strachu! Całkowicie Cię rozumiem :-*

  7. Bardzo ciekawy wpis :) Mnie samej latanie nie przeraża, chociaż nie należy do moich ulubionych form podróżowania. Mam z kolei znajomą, która kiedyś strasznie bała się podróżowania samochodem – trauma po wypadku. I faktycznie wbijała się paznokciami we współpasażerów, połowę trasy jechała z zamkniętymi oczami itd. Nie wiem, jak, nie wiem, kiedy, ale jakoś udało jej się z tym wygrać – ostatnio nawet sama prowadzi :)

    • Aleksandra z urlopnaetacie.pl

      Respect dla znajomej! Pokonanie każdej traumy wymaga niezwykłej siły woli i zaparcia! Super, że jej się udało! :)

  8. Bardzo ciekawy i pouczający post! Ja też ciągle drżę na myśl o lataniu, ale twoje argumenty są bardzo przekonujące :) Na pewno wrócę tutaj przed kolejną (samolotową) podróżą :) Na szczęście mój następny wyjazd jest samochodowy (więc Włochy nie będą mi się kojarzyły ze stresem) :)
    Bardzo podoba mi się Twój blog. Ja mój dopiero zaczynam, mam nadzieję, że dojdę do tak fajnego poziomu jak Twój! Pozdrawiam!

    • Aleksandra z urlopnaetacie.pl

      Dzięki za miłę słowa! I miłego wypadu do Italii :) Samochodowe tripy są najlepsze :)

  9. majaki

    zabawne …
    ja to sobie wiję gniazdko w czasie lotu ( koniecznie miejsce przy oknie … bo można się oprzeć o ścianę ew. o okno… pod głowę jakaś bluza …. i luuuuuuuuuuuuuuuuulu )

    ja mam koczownika we krwi (liczę czas od podróżny do podróży) i nauczyłam się odpoczywać w samolocie :)

  10. wow, juz samo czytanie pomoglo! Ja zaczelam sie bac latac w Boliwii, bo tu piloci wlatuja w burze, a co! Jezeli lot trwa 45 minut, to po co sobie go wydluzac, oblatujac przeszkode? Na sama mysl o kolejnym przelocie cisnie mnie w zoladku… Ale coz, jak trzeba to trzeba:) P.S. Duzy samolot pasazerki ma 4 silniki i podobno spokojnie moze latac na 2. tak mi sie obilo o uszy:)

    • Aleksandra z urlopnaetacie.pl

      Może latać na dwóch – skrzętnie zanotowałam! Zapamiętam na wszelki, dzięki :) Jak to wlatują w burze..?! Mamamia :( Boliwijskie linie nie dla mnie :(

  11. I jestem szaloną fanką Waszych algorytmów – majstersztyk! Po takiej dawce uspakajającej (ścieżka druga:P) myślę, że zwaliłabym dentystę z nóg! :D

  12. Uwielbiam Wasze poczucie humoru! Ja nie boję się latania (wprost przeciwnie – kocham kołowanie!), ale mam swoje fobie – panicznie boję się przebywać w piwnicy, zwiedzać kopalnie (a jestem ze Śląska!), nawet jeździć metrem.

    PS. A jutro wybieram się do dentysty – boję się panicznie, histeryzuję, mdleję i zawsze biorę znieczulenie – na pewno będę jutro WDYCHAĆ i WYDYCHAĆ wg Waszego przepisu! :)

    • I tu powinnam oddać głos Michałowi, bo rozumiecie się idealnie jeśli chodzi o dentystę :) Ja natomiast wizyty znoszę dzielnie, chociaż znieczulenie to absolutny must-have – rzecz jasna! Trzymaj się jutro dzielnie! :) I bez ścieżki drugiej dasz radę (a dentysta będzie Ci wdzięczny :)) )

  13. Droga alkoholowa sprawdziła się świetnie w przypadku mojej znajomej, która leciała z nami do Indii. Tylko zamiast Jacka, piłyśmy czystą. Piłyśmy, bo ja popijałam z nią dla towarzystwa :P
    Poleciała, przyleciała, żyje!
    :)

  14. ja jestem Twoim zupełnym przeciwieństwem,uwielbiam latać i kiedy tylko mogę (nawet służbowo – na krajówkach) to przemieszczam się samolotem. kiedyś nawet chciałam zostać stewardessą i byłam o krok od tego – dostałam się do finalnego etapu rekrutacji Emirates. brawo dla Ciebie za przełamanie strachu! mam nadzieję, że piękno Lizbony wynagrodziło Ci wszelkie stresy związane z lotem :)

    • Kami,jak będę miała znowu kryzys, to walę do Ciebie ja w dym o pomoc ;) Stewardessą, wow!

  15. nie wiedziałem, że kogoś może tak mocno paraliżować samolot… ale jak wiemy ludzie boją się różnych rzeczy, grunt to sobie z tym radzić. gratuluje.

  16. Ja dla przykładu podróżować samolotem uwielbiam. Samoloty, linie lotnicze, lotniska czyli ogólnie lotnictwo cywilne to moja pasja. Jak najbardziej rozumiem, że niektórzy się boją, mają lęk. Najważniejszym wydaje mi się, że trzeba po prostu wyjaśnić, pozwolić zrozumieć jak to jest, że to „coś” leci itp. Swego czasu Eurolot miał a może i ma dalej, program dla osób, które panicznie bały się latać. Zdjęcie samolotu chyba rzeczywiście dość „stare”, bo Sky Europe od jakiegoś czasu nie istnieją. Pozdrawiam :)

    • Zdjęcie to jakiś 2007 rok… Lot z Krakowa :) Wiem o programie Eurolotu, ale to był właśnie ten kurs nie na moją kieszeń :(

  17. Ten post jest napisany jak dla mnie i jak o mnie. Doskonale wiem co czujesz! Jedyna różnica to taka, że mnie widok z okna uspokaja.
    U W I E L B I A M Wasze poczucie humoru! <3

    • Aniu! W końcu zrozumienie! Wiedziałam, że musi być jeszcze ktoś taki jak ja! :) Kolejny znak, że kiedyś w końcu MUSIMY się jakoś spotkać :)))

        • No właśnie jeszcze nie! Ale jest w planach, może gdzieś w grudniu. Jakiś spacer KONIECZNIE! :)

          • Wszystkim moim znajomym polecam Wrocław wiosną/latem, a najlepiej podczas festiwalu Nowe Horyzonty (wtedy jest masa imprez towarzyszących, galerie i knajpy organizują masę eventów itp). Poza tym kiedy jest ciepło można wynająć łódkę/kajak i zwiedzać miasto z perspektywy wody. We Wrocławiu są rowery miejskie, które wydają się najfajniejszą opcją przemieszczania się po lądzie (Lusia do koszyka!). Wrocław to miasto spotkań i najbardziej tętni życiem właśnie w porach ciepłych. Jeśli macie zamiar się wybrać dajcie znać, chętnie zaprowadzimy Was w fajne i mało znane miejsca, mamy też wtyki u przewodników ;)

          • Michał

            W takim razie Wrocław czeka na cieplejsze dni! :) Na pewno będziemy w kontakcie!

  18. Aleks, post jest prześwietny…
    Potwierdzam, Ona naprawdę bała się latać.

    • Bała i suszyła głowę najbliższym non-stop :) Dzięki za wysłuchiwanie mojego jęczenia!!

  19. Ja na szczęście latać uwielbiam i MUSZĘ siedzieć przy oknie, bo jak nie to foch, smutek i ogólny bezsens :). Kiedyś przeczytałam, że strach przed lataniem jest tak naprawdę strachem przed spadaniem i chyba coś w tym jest.

    • Masz rację, chociaż czasem też przed zamkniętą przestrzenią. Cierpię na obydwa… :( No co zrobić. Pozostaje zwalczać i ustępować miejsca przy oknie tym, kórzy to uwielbiają ;)

  20. Ostatnio czytałam książkę Terzaniego ‚Powiedział mi wróżbita’, w której narrator przestaje latać samolotem, bo w Hong Kongu przepowiedział mu wróżbita śmierć, jeżeli w następnym roku wsiądzie do maszyny. Pozwala mu to ponownie odkryć podróże lądem i powolne podróżowanie. Także może nielatanie też być ciekawym doświadczeniem ;)

    • Michał

      Jest naprawdę świetne! Tylko, że warto też o tym pamiętać, kiedy takie podróżowanie robi się poooooowoooooolneeeeee.

      PS. Jest w bibliotece – super! Wezmę w przyszłym tygodniu :)

  21. Świetny wpis! Szczególnie podobają mi się te informacje techniczne, bo to tej pory w ogóle w to nie wnikałam. Ja nie przepadam za lataniem, nie czuję się w samolocie bezpiecznie, ale szczerze mówiąc w samochodzie jest jeszcze gorzej… Dla mnie zarówno lot samolotem jak i dojazd samochodem to przykra konieczność wpisana w podróżowanie. Jednego i drugiego nie lubię, ale przynajmniej później czeka mnie za to nagroda. W samolocie już podczas lotu – widoki podziwiać uwielbiam!

    • Podziwianie widoków to dla mnie absolutny no-go :( Zawsze wybieram miejsce przy przejściu, a Michał się wciska od okna. No i zawsze latam z Michałem – sama w życiu bym nie wsiadła na pokład! Za to samochód to zupełnie inna bajka. Uwielbiam :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *