Co zabieramy ze sobą w podróż?

Nie będzie już śpiworów, karimat i zupek instant.

Nielubiany balast zostaje w domu. W tym sezonie oprócz tego co konieczne, spakujemy tylko to, co LUBIMY.

#SezonZDomemNaKółkach #YOLO

Lecimy! Albo raczej – Bierzemy!

PRZYCZEPKĘ

Roboczo nazywaną również „żyletą na szosie” Rocznik ’81. Oryginalne opony Z DĘTKĄ. Przebieg niekręcony. Prawdziwa PRL-owska perełka. Nasz mały dream-come-true.

Średnio odpicowana, bo zapomnieliśmy odłożyć kasę na wymianę popękanych szybek.

STATKI

Jedną z największych zalet przyczepki jest to, że ma kuchnię. W wersji mini, ale zawsze. Szczególnie, że w tym roku stawiamy na lasy, jeziora, łąki i polany. Raczej żadnych miast z pizzeriami nie będzie. Za to rano będzie jajecznica, po południu makaron z sosem bolońskim, a wieczorem placki ziemniaczane z cukrem.

Gary muszą być. Żeby pozostać w klimacie minionej epoki zamiast stali szlachetnej stawiamy na emalię.

ALE NAJPIERW – KAWA

Jeśli tak jak my wyznajesz zasadę – „But first – coffee.” zrozumiesz dlaczego w każdą podróż zabieramy tyle kawowego sprzętu. Kawiarka Bialetti, młynek Zassenhaus, czajnik Hario i Aeropress – to zestaw na tegoroczny sezon. W zeszłym królował frenchpress.

Teraz trzeba tylko jeszcze obczaić jaką zabierzemy ze sobą kawę (czy ja serio napisałam „TYLKO”?!!).

W KOSMETYCZCE

O ile nigdy nie brakuje mi w podróży pachnącego żelu pod prysznic, czy kremu do rąk są rzeczy bez których nie mogę ruszyć się z domu:

  1. szczoteczka do zębów (duuh?!)
  2. gąbka (mycie bez gąbki to nie mycie!)
  3. dobry szampon i odżywka do włosów

Kiedyś do kosmetyczki pakowałam kilka różnych próbek szamponów dołączanych do gazet. Zajmowały mało miejsca i… w sumie na tym kończyły się ich zalety. Z reguły spędzałam dodatkowe 20 min w łazience próbując się rozczesać, włosy miałam na przemian przesuszone, bądź przetłuszczone, gniazdo na środku głowy (z tyłu, tuż za przedziałkiem…) i permanentny bad-hair-day. UGHH. Teraz po porostu zabieram ze sobą moje ulubione kosmetyki.

I koniec.

Nie idę na żadne włosowe (czy włochate?) kompromisy.  Do kosmetyczki wędrują owocowe mini-maski i szampony L’biotica, które miałam okazję ostatnio testować. Nie mają parabenów, ani silikonów, a po ich użyciu grzebień wchodzi we włosy ze śpiewem na ząbkach.

Obowiązkowo zawsze zabieram też suchy szampon. Nie wiem jak ludzkość mogła istnieć bez niego.

SZYBKOSCHNĄCE RĘCZNIKI

Uwielbiam czuć miękkie frotté na cielé, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że wysuszenie ręcznika w podróży graniczy z cudem. Dlatego stawiam na szybkoschnącę microfibrę. Bo nie ma nic gorszego niż próbować wytrzeć się wilgotnym ręcznikiem. Albo nawet całkowicie mokrym, który został na zewnątrz przyczepy na noc, żeby się wysuszyć. Deszczową noc.

#RęcznikKtóryJużNigdyNieWyschnie

KINDLA (albo raczej Kindle dwa)

Odkąd mamy Kindle życie stało się prostsze, a my zdecydowanie bardziej oczytani. Tak, wiem – nie ma to jak zapach druku, szelest papieru i ciężar książki w dłoni. Bla bla bla. Słyszałam to wszystko jakieś 10 tysięcy razy. Jeśli do tej pory nie przekonałaś się do czytnika posłuchaj co do mnie przemówiło najbardziej.

Po pierwsze – od momentu podjęcia decyzji o chęci przeczytania nowej książki do momentu zapadnięcia się na kanapie z lekturą w ręku mija jakieś 5 min. Gugluję, kupuję i zaczynam czytać. Nie ma buszowania po bibliotekach, rezerwowania, czekania na swoją kolej i latania po księgarniach po robocie.

Po drugie – nawet najgrubsza książka mieści mi się w kieszeni kurtki i najmniejszej torebce.

Po trzecie – czytam zdecydowanie częściej (i tym samym więcej), bo Kindla łatwiej jest mi utrzymać w jednej dłoni w zatłoczonym autobusie, nawet gdy jadę tylko dwa przystanki.

Po czwarte – uwielbiam czytać po angielsku i teraz w końcu mogę to robić bez lat świetlnych oczekiwania – odkąd w Warszawie zamknęli każdy jeden American Bookstore na zamówione książki musiałam czekać nawet po kilka tygodni (szloch).
DOBRA. Tyle o Kindlu. Ale co zabieramy ze sobą NA Kindlu w tym sezonie?

  • Aleks – Biografię Tonego Halika, Spod zmarzniętych powiek Bieleckiego i  Zabić drozda Nelle Harper Lee.
  • Michał – Alaska James Michener (jedną, bo mega długa jest)

STUFF LUSIOWY

Karma oczywiście. I paszport. Do tego dwie pary szelek (z adresatkami), dwie smycze, linkę ok. 10 metrową z Castoramy – do podpięcia przy przyczepie, miski (jedną mniejszą, którą zawsze mam w plecaku), kocyk, zabawki (aktualnie na topie jest Pan Tygrys, ale przecież nie musimy już ograniczać się do JEDNEJ, hell yeah!), kapok, jeśli jedziemy nad wodę, maść do łap i płaszcz przeciwdeszczowy Hurtty.

Oczywiście połowy rzeczy zapomniałam zabrać ze sobą na zdjęcia. Ale na wyjazd jeszcze nigdy nie zdarzyło nam się czegoś Lusiowego zapomnieć. Swojego natomiast – na luzie. Ostatnio na przykład zapomniałam skarpetek. Nie wzięłam ani jednej pary…


To co?

Pakujemy manatki i widzimy się na szlaku!

Wpis powstał we współpracy z marką L’biotica.

22 Comments

  1. a jak zabieraliście pieska ze sobą? miał transporter/kojec podróżny czy np. ktoś z nim siedział na fotelu? niedługo zabieram swojego pieska w podróż i nie wiem jak mu to ,,ułatwić”, na razie tylko przystrzygłam futerko żeby się nie skudliło jak będzie hasał po polanach i przygotowałam worek na smakołyki w ramach rekompensaty za długą podróż ;)

    • Luśka podróżuje w transporterze na tylnej kanapie. Ale psiak moze również jechać na specjalnej macie rozpietej między siedzeniami, lub w szelkach, które beda przypiete do pasów bezpieczeństwa. Ważne, żeby był zabezpieczony na wypadek gwałtownego hamowania. Szerokiej drogi!! :)))

  2. W podróż zawsze zabieram Kindla (nie wyobrażam sobie inaczej), ręczniki szybkoschnące (podstawa), mini „kuchenka” by coś podgrzać, wszelkie gadżety w wersji mini. Lubię kosmetyki L’biotica, a suchy szampon już nie raz sprawił, że poczułam się lepiej, bo pamiętam te czasy, kiedy takich wynalazków nie było.

  3. O super zestaw! Garnki piękne (powtarzam się?), Luśkowe rzeczy w dechę! no i ja też kindlowa jestem. Zawsze to lżej na ramieniu;-) U nas w tym roku raczej stacjonarnie będzie choć próbujemy w końcu z tandemem ruszyć tylko ciągle coś…Ale jak ruszymy to na pewno się dowiecie:-) Udanych wojaży!:-*

  4. Haha, takie garnki, durszlaki, kubki i nie wiem co jeszcze, mam dalej na działce. xD I póki się gotuje na kuchni palonej innych nie będzie. ;) A do kindla dalej przekonana nie jestem. Jakoś do mnie nie przemawia no. ;)

    • Zazdro garnków! Uwielbiam takie kolorowe! :)) A do kindla też długo nie mogłam się przekonać, ale uwierz mi, teraz nie pamiętam już dlaczego! :))) Buziaki!!!

  5. No dobra, emaliowany durszlak, Bialetti, suchy szampon i Luśkowy Pan Tygrys… ale GDZIE to wszytko pojedzie???

  6. czuję się zażenowana. I przy najbliższej okazji wrzucę Wam fotkę bagażnika wcale nie tak małego auta. Zapakowanego. Po półkę. Po lekko uniesioną na maletlach półkę . I nie wiem jak to robię ale 3/4 miejsca zajmują psie rzeczy. Nawet z o połowę mniejszym zafutrzeniem, czyli w erze singledoga nie było bardziej przestrzennie. Klateczki, legowiska, żarcie, smycz, smycz zapasowa, zapasowa awaryjna smycz jakby 2 poprzednie uległy samozagładzie itd itp wypełniacze… więc pełen podziw za umiejętność ograniczenia się do zabrania tego co serio serio potrzebne i niekoniecznie podróżowania z połową życiowego dorobku ruchomości :)

    • Hahahaha :))) To lata praktyki za nami! :)) Ale szafa w przyczepie i tak w wiekszości będzie załadowana Luśkowymi zabawkami pewnie… :)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *